To, że Polska – stojąca właśnie na węglu – jest temu przeciwna, nie dziwi. Surowiec ten daje nam niezależność energetyczną, a co oznacza jej brak, pokazują perturbacje gazowe i wieczne spory z Gazpromem. Zresztą trwanie przy węglu nie jest jakimś kaprysem – według raportu Międzynarodowej Agencji Energetycznej globalny popyt na węgiel szybko rośnie – w skali dekady powiększył się z 3,7 mld ton w 2000 r. do 6,3 mld ton w 2010 r. i będzie rósł nadal, choć dla tempa tego wzrostu duże znaczenie ma sytuacja w Chinach.
Jak przy okazji prezentacji raportu zapewniał wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz, Polska zrealizuje cele redukcji emisji CO2, jakie nakłada na nas obecnie UE, ale to wystarczy. Nasza energetyka, choć oczywiście będą się rozwijały źródła odnawialne i jądrowe, nie zrezygnuje z węgla, bo tego paliwa mamy po prostu najwięcej. W poważniejszy sposób mogłoby to zmienić masowe wydobycie gazu łupkowego, ale to pieśń przyszłości.
Dlatego dobrze, że raport nie pogrzebał węgla jako paliwa, co więcej, stawia go wśród kluczowych surowców na równi z ropą. To ważne wsparcie w batalii, by uratować węgiel przed brukselską brzytwą. Musimy jednocześnie jednak sięgać po takie technologie jego spalania, które są jak najmniej szkodliwe dla środowiska. Tylko w ten sposób przeniesiemy węgiel jako paliwo w XXI wiek. Inaczej pozostaniemy niezależnym energetycznie, ale archaicznym zaściankiem Europy.