Rada nie jest demiurgiem

Bierzemy pod uwagę hamowanie inflacji, ale naszym celem jest też wspieranie polityki gospodarczej - mówi Anna Zielińska-Głębocka z Rady Polityki Pieniężnej

Publikacja: 26.03.2012 05:16

Anna Zielińska-Głębocka

Anna Zielińska-Głębocka

Foto: Fotorzepa, Szymon Łaszewski

Inflacja w Polsce w lutym była niemal najwyższa w całej UE. Już od ponad roku znajduje się powyżej górnej granicy celu NBP. Czy zeszłoroczne podwyżki stóp nie wystarczyły?

Referencyjna stopa procentowa to jeden z bardziej efektywnych instrumentów stosowanych przez Radę Polityki Pieniężnej, ale jej oddziaływanie na inflację jest widoczne dopiero po upływie od czterech do ośmiu kwartałów. Na razie nie używamy niestandardowych instrumentów, które są stosowane w Europie i Stanach Zjednoczonych. Do nich zalicza się np. ogłaszanie ścieżki stóp procentowych na najbliższe miesiące czy lata, co zrobiła ostatnio Rezerwa Federalna. Nie widzę potrzeby, aby takie instrumenty już u nas już uruchamiać. Na niektóre segmenty inflacji konsumenckiej, która jest obecnie największym problemem w Polsce, my nie mamy wpływu. Są to ceny surowców, zwłaszcza energetycznych, które są wysokie i niestabilne. Nie wiadomo też, jak kształtować się będą ceny surowców rolnych. Rada Polityki Pieniężnej nie jest demiurgiem, który jest w stanie wszystko uregulować.

Będą kolejne podwyżki?

Banki centralne działają też werbalnie. Poprzez informacje w komunikatach czy w minutes (zapisy dyskusji po posiedzeniu RPP – red.), zawsze podkreślamy, że stabilizacja czy zacieśnianie polityki pieniężnej są bardziej prawdopodobne niż obniżek. Jest to forma komunikowania się z rynkiem, która pokazuje, że bierzemy pod uwagę możliwość hamowania inflacji poprzez dostępne instrumenty. Jednak naszym celem jest również wspieranie polityki gospodarczej. Na razie wszystko wskazuje na to, że spowolnienie gospodarcze nie będzie silne w Polsce. Wiele zależy od tego, co się będzie działo w Europie, gdzie sytuacja gospodarcza jest bardzo zróżnicowana. Moim zdaniem, po okresie turbulencji ona powinna się ustabilizować. Nie można ulegać panice.

Czy słabsza dynamika produkcji i cen produkcji, inflacji bazowej oraz wzrostu płac to sygnały, że ceny konsumenckie też wyhamują?

Nie kieruję się miesięcznymi danymi, ponieważ są one obciążone czynnikami często nieprzewidywalnymi. Wzrost dynamiki płac miał prawdopodobnie charakter jednorazowy. PMI w lutym nieco spadł. To mogą być sygnały spowolnienia, ale nie muszą. Inflacja wciąż jest podwyższona i utrzymuje się już przez dłuższy czas. To są ogromne koszty społeczne. Z drugiej strony nie wiemy, jak się rozwinie sytuacja gospodarcza, dlatego utrzymujemy strategię wyczekiwania. Należy poczekać na wyniki gospodarki w pierwszym kwartale. Styczeń i luty niewiele nam jeszcze obrazują, jeśli chodzi o trend.

Czy strategia wyczekiwania może potrwać i ci, którzy spodziewają się obniżek stóp jeszcze w tym roku rozczarują się?

Wciąż obserwujemy sytuację zewnętrzną, ale istotne jest także to, co dzieje się wewnątrz gospodarki. Bardzo ważnym czynnikiem będą inwestycje, zarówno publiczne jak i prywatne. Na pewno inwestycje publiczne nie będą spadać w takim tempie jak przewidywano, czyli już w drugiej połowie roku. Silny efekt obniżania inwestycji, kształtowanych przez fundusze strukturalne, będzie widoczny dopiero w 2013 r. Kontynuacja inwestycji publicznych będzie czynnikiem podtrzymującym koniunkturę. Sytuacja finansowa przedsiębiorstw jest dobra, choć wciąż zachowują się bardzo ostrożnie. Zwłaszcza większe firmy powinny zacząć inwestować - pozostaje jednak pytanie, czy przełoży się to na wzrost zatrudnienia. Ważna jest sytuacja na rynku pracy oraz to, czy pojawią się sygnały efektów drugiej rundy, wywołane wysoką inflacją. Rada ostatnio wypowiada się o zmianach bardzo ostrożnie. Dominują raczej głosy jastrzębie. Ja należę do tych osób, które mówią, że obniżki są zdecydowanie mniej prawdopodobne niż stabilizacja  lub podwyżki w tym roku. Jeśli spowolnienie będzie zdecydowanie mniejsze, niż przewidują to projekcje i jeśli presja inflacyjna będzie co najmniej na takim poziomie, o jakim mówią te projekcje – będzie to znak dla Rady, że trzeba zastanowić się nad zacieśnieniem.

Dane o PKB za pierwszy kwartał będą kluczowe?

Będą wyjściowe. Ja, nawet kiedy prognozy były o wiele bardziej pesymistyczne, mówiłam, że wzrost będzie powyżej 3 proc. Prawdopodobieństwo, że wzrost utrzyma się na tym poziomie jest dosyć duże.

Prognozy NBP na przyszły rok są o wiele mniej optymistyczne niż rządowe.

Najbardziej wiarygodne są projekcje na obecny rok. Rok 2013 r. jest pod dużym znakiem zapytania.   Jestem przekonana, że kolejna projekcja, także ta robiona przez Narodowy Bank Polski, jak przez inne instytucje, będzie skorygowana. To może być zarówno znacznie powyżej 3 proc., jak i np. 2,2 proc. Ten rok będzie jeszcze bardzo dobry, w przyszłym – skala niepewności jest duża.

Z czego wynika optymizm w prognozach NBP, że płace będą rosnąć w ponad 5-proc. tempie w tym i kolejnym roku, mimo wyższej inflacji i słabszego wzrostu gospodarczego?

To efekt analiz kondycji przedsiębiorstw. Ich kondycja jest dobra, więc przedsiębiorcy mogą decydować się na podwyżki wynagrodzeń, zwłaszcza, jeśli inflacja utrzyma się na wysokim poziomie. Firmy będą musiały wyrównać ten wzrost, podnosząc płace. Ponadto, z oceny sytuacji na rynku pracy wynika, że raczej będzie miała miejsce pewna stabilizacja. Nie widać ryzyka gwałtownego wzrostu stopy bezrobocia czy spadku zatrudnienia. W warunkach stabilizacji, może pojawić się tendencja do racjonalizacji wynagrodzeń. Zamrożenie płac w sektorze publicznym prawdopodobnie się zakończy w przyszłym roku, więc to też jest czynnik, który będzie podwyższał płace. Te czynniki mogą sprawiać, że wynagrodzenia będą rosnąć.

Kolejne optymistyczne założenie to takie, że powróci dawna stawka VAT.

Wszystko wskazuje na to, że w tym roku uda się zejść z deficytem. Nie będzie to poniżej 3 proc. PKB, ale nawet jeśli to będzie 3,4 proc. PKB, to pojawi się szansa na zdjęcie z Polski procedury nadmiernego deficytu. Należy też zwrócić uwagę na potrzebę zmniejszania deficytu strukturalnego, co musi być jednak rozłożone na wiele lat, gdyż są to cięcia głównie wydatków socjalnych. Redukcja wydatków może poskutkować obniżeniem poziomu wzrostu gospodarczego. Zapisy, które pojawiły się w pakiecie fiskalnym, które póki co nie dotyczą Polski, muszą być rozłożone na wiele lat. Prawdopodobnie stawka VAT wróci do poziomu sprzed podwyżki, choć wpływ na inflację CPI będzie krótkookresowy i wygasający.  To może być efekt obniżki inflacji o 0,3 do 0,6 pkt, proc.

Czy jeszcze w tym roku możemy spodziewać się podwyżki ratingu?

Mam nadzieję, że tak. Agencje od pewnego czasu zachowują się bardziej racjonalnie. Przestały się obrażać na całą Europę i działać w formie zmasowanego ataku. Widzą, że Europa jest bardzo zróżnicowana. Polska jest dobrze oceniana, zwłaszcza w relacji do niektórych krajów w strefie euro. Jeśli choć jedna z agencji doceniłaby starania Polski, będzie to dobrze odebrane przez rynki finansowe.

Czy umacnianie się złotego od początku roku można nazwać już trwałą tendencją?

Nie odważyłabym się jeszcze mówić, że jest to wyraźny trend aprecjacyjny, choć fundamenty polskiej gospodarki wskazują na to, że powinna być to trwała tendencja. Wahania są wciąż dosyć duże. Bank centralny obserwuje większych i mniejszych inwestorów, którzy prowadzą gry na walutach obcych. Czujność jest zawsze potrzebna, ale nie sądzę, żeby obecnie groził nam atak spekulacyjny. Musiałoby się wydarzyć coś złego na rynkach finansowych. Trzeba też pamiętać, że nie każda zmienność jest powodem do interwencji. Wszystko zależy od czasu i skali wahań. Bank centralny ma odpowiednie narzędzia i ocenia, kiedy zmienność może zagrażać stabilności walutowej.

Czy obecny kurs złotego jest uzasadniony fundamentalnie?

Ostatnio kurs złotego wahał się wobec euro między 3,80 zł a 4,50 zł. Skala tych wahań była dosyć duża i nie była uzasadniona fundamentami polskiej gospodarki.

Będzie podwyżka stopy rezerwy obowiązkowej dla banków?

Rozmawialiśmy na ten temat. Aby ten instrument dał rzeczywisty efekt, trzeba by tę stopę podnieść bardzo wysoko, a to byłoby szkodliwe zwłaszcza dla małych banków spółdzielczych, które mają obowiązek gromadzenia rezerwy. Ten instrument stosuje się obok regulowania referencyjnej stopy procentowej, głównie w sytuacji brakuje płynności, a to nie jest problem naszego systemu bankowego. Te argumenty potwierdzają, że nie ma obecnie potrzeby działania za pomocą tego instrumentu.

Bank centralny pracuje nad instrumentami ułatwiającymi bankom finansowanie kredytów walutowych. Czy one tego potrzebują?

Jest to instrument, który moglibyśmy uruchomić, ale obecnie nie ma takiej potrzeby. W Polsce sektor bankowy jest w dobrej kondycji i nie ma potrzeby jego dokapitalizowania. Uspokojeniem dla sektora bankowego jest to, że banki wycofują się z udzielania nowych kredytów hipotecznych w walutach obcych. Niektórzy będą narzekali, że raty w złotych są droższe, ale są one bardziej stabilne. Zbliżamy się raczej do sytuacji Czech niż Węgier. W Czechach kredytów walutowych nie ma wcale.

Może śladem Europejskiego Banku Centralnego, NBP uruchomi polskie LTRO (3-mies. pożyczki dla banków)?

Na razie nie widzę takiej potrzeby, choć dyskusja na ten temat będzie się toczyła. To był skuteczny instrument dla banków europejskich, ale one były w głębokim kryzysie. Polskie banki są w dobrej kondycji.

Czy powinien powstać wskaźnik, który lepiej niż WIBOR pokazywałby, co dzieje się na rynku międzybankowym?

WIBOR jest dobrą informacją o tym, jak funkcjonuje rynek międzybankowy. Pytanie tylko czy on funkcjonuje dobrze i czy banki są zainteresowane udzielaniem sobie pomocy. Na ile liczą na pomoc ze strony banku centralnego, a na ile same sobie radzą. Jeśli powstrzymują się od wzajemnych pożyczek to znaczy, że rynek międzybankowy nie działa tak, jak należy. To odbija się na WIBORze. To jest temat nie tylko dla RPP, ale także dla KNF – jak zachęcać banki, żeby ze sobą współpracowały. Stabilizacja sektora finansowego w Europie będzie sprzyjała stabilizacji rynku finansowego w Polsce. Chyba już nikt się nie obawia, że duże zagraniczne banki pozbędą się swoich polskich banków-córek.

Rozmawiała Agnieszka Kamińska

Anna Zielińska-Głębocka

jest profesorem nauk ekonomicznych. Związana z Uniwersytetem Gdańskim. W Radzie Polityki Pieniężnej od lutego 2010 r. Wcześniej była posłanką na Sejm V i VI kadencji z listy Platformy Obywatelskiej. Od roku 2008 jest wiceprzewodniczącą Państwowej Komisji Akredytacyjnej. Należy do Rady Służby Cywilnej i przewodniczy Gdańskiej Radzie Oświatowej. Uczestniczyła w stażach i projektach badawczych dotyczących Unii Europejskiej w kraju i zagranicą. Przygotowywała ekspertyzy m.in. Biura Analiz Sejmowych.

Inflacja w Polsce w lutym była niemal najwyższa w całej UE. Już od ponad roku znajduje się powyżej górnej granicy celu NBP. Czy zeszłoroczne podwyżki stóp nie wystarczyły?

Referencyjna stopa procentowa to jeden z bardziej efektywnych instrumentów stosowanych przez Radę Polityki Pieniężnej, ale jej oddziaływanie na inflację jest widoczne dopiero po upływie od czterech do ośmiu kwartałów. Na razie nie używamy niestandardowych instrumentów, które są stosowane w Europie i Stanach Zjednoczonych. Do nich zalicza się np. ogłaszanie ścieżki stóp procentowych na najbliższe miesiące czy lata, co zrobiła ostatnio Rezerwa Federalna. Nie widzę potrzeby, aby takie instrumenty już u nas już uruchamiać. Na niektóre segmenty inflacji konsumenckiej, która jest obecnie największym problemem w Polsce, my nie mamy wpływu. Są to ceny surowców, zwłaszcza energetycznych, które są wysokie i niestabilne. Nie wiadomo też, jak kształtować się będą ceny surowców rolnych. Rada Polityki Pieniężnej nie jest demiurgiem, który jest w stanie wszystko uregulować.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki
Opinie Ekonomiczne
Agata Rozszczypała: O ile więcej od kobiet zarabiają mężczyźni
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Rodeo po rosyjsku, czyli jak ujeździć Amerykę
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Nie tylko meble. Polska gospodarka wpada w pułapkę
Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem