Aleksander Miedwiediew, wiceprezes Gazpromu, odpowiedzialny za fundamentalny obszar działalności koncernu, jakim jest eksport surowca, po raz drugi w tym roku sięgnął po pióro, by wyłożyć czytelnikom „Rzeczpospolitej" zawiłości polityki gazowej. Poprzedni artykuł, opublikowany w lutym, wywołał falę polemiki. Zwracano m.in. uwagę na fakt, że prezes Miedwiediew oparł swoje wywody na tezach, mówiąc oględnie, mocno kontrowersyjnych. Trudno bowiem podzielić punkt widzenia, zgodnie z którym rosyjski gigant poświęca się dla Europy (dbając, by jej mieszkańcy nie zamarzli podczas siarczystych mrozów), czyniąc to w dodatku niemal charytatywnie.
Analizując politykę Gazpromu wobec Polski, widać, że na kompromis i tym razem raczej nie ma co liczyć
Nie chodzi tylko o stawki
Szkoda, że i w interesującym tekście poświęconym postępowaniom arbitrażowym, w których stroną jest Gazprom, autor nie ustrzegł się podobnych ogólników. Nie ma większego sensu wdawanie się w polemikę z wizją Gazpromu – dobroczyńcy Europy. Warto jednak pochylić się nad argumentacją dotyczącą arbitrażu, a raczej nad tym, w jaki sposób zostały przedstawione spory rosyjskiej spółki z europejskimi odbiorcami gazu.
Formalnie szef Gazpromu Export ma rację: każde z postępowań arbitrażowych należy traktować odrębnie. Podobnie jest zresztą z każdym postępowaniem przed sądami powszechnymi. Sęk w tym, że nikt nie formułuje wniosku, iż wygrana – lub przegrana – Gazpromu w jednym z postępowań implikuje identyczny wynik w innym arbitrażu. Toczące się obecnie postępowania arbitrażowe w sprawie cen gazu (z PGNiG, E.ON, RWE i Erdgas Import Salzburg) to jedna z odsłon bezprecedensowego sporu o ceny surowca. W niektórych przypadkach Rosjanom udało się zawrzeć porozumienie (jak np. z GDF Suez, Sinergie Italiane czy Econgas), inne spory wciąż trwają, chociaż nie zdecydowano się na arbitraż (m.in. z Shellem). Należy podkreślić, iż gra nie toczy się wyłącznie o obniżanie stawek, jakie importerzy płacą za gaz rosyjskiej spółce. Chodzi również, a może przede wszystkim, o zmianę formuły cenowej, korzystnej dla Gazpromu, ale już nie dla kupujących rosyjski gaz.
Bez wiary w porozumienie
Niestety, sprawa formuły cenowej została przez prezesa Miedwiediewa ledwo muśnięta. Stwierdza on jedynie, że w każdym kontrakcie długoterminowym znajduje się uzgodniona przez obie strony formuła cenowa. To prawda, podobnie jak przytoczone wyżej stwierdzenie o tym, że wyrok w określonym postępowaniu arbitrażowym nie ma wagi precedensu. Ale prawdą jest również, że europejscy odbiorcy gazu domagają się od Gazpromu zmiany tejże formuły, pochodzącej jeszcze z lat 60. ubiegłego wieku. Formuła oparta na koszyku cen produktów ropopochodnych nijak nie przystaje do obecnych realiów światowej gospodarki. Jest natomiast bez wątpienia korzystna dla Gazpromu. Czy można się dziwić, że partnerzy gazowego giganta chcą nowego porozumienia? Szkoda, że zarówno lutowy, jak i ostatni tekst Miedwiediewa na łamach „Rzeczpospolitej" nie przedstawia argumentów Gazpromu, które mogłyby podważyć stanowisko zwolenników zmiany formuły. Byłaby to lektura znacznie bardziej interesująca od wywodów o rosyjskich inwestycjach dla dobra Europy.