Zgod­nie z in­for­ma­cja­mi mi­ni­ster­stwa naj­wy­ższe sub­wen­cje do­sta­ną fo­to­wol­ta­ika i elek­trow­nie wod­ne, na­stęp­nie wia­tra­ki na mo­rzu (je­śli w ogó­le po­wsta­ną), a na śred­nie wspar­cie li­czyć mo­gą pro­du­cen­ci ener­gii wia­tro­wej na lą­dzie. Naj­ni­ższe do­pła­ty przy­słu­gi­wać bę­dą przy współ­wspa­la­niu bio­ma­sy, któ­ra do­tych­czas by­ła moc­no do­to­wa­na. Przed­sta­wi­cie­le ryn­ku od­na­wial­nej ener­gii na de­cy­zję re­sor­tu za­re­ago­wa­li ostro­żnym opty­mi­zmem, twier­dząc, że dia­beł mo­że tkwić w szcze­gó­łach. Ale re­sort kie­ro­wa­ny przez wi­ce­pre­mie­ra Wal­de­ma­ra Paw­la­ka tym ra­zem wy­słu­chał in­we­sto­rów.

Co w prak­ty­ce ozna­cza­ją de­cy­zje o tzw. współ­czyn­ni­kach ko­rek­cyj­nych, czy­li po ludz­ku mó­wiąc – do­pła­tach do pro­duk­cji zie­lo­nej ener­gii? Je­śli ktoś zbu­du­je in­sta­la­cję za­si­la­ną słoń­cem po­wy­żej 100 KW, do­sta­nie 2,85 zie­lo­ne­go certyfikatu (je­den wart jest ok. 287 zł). A je­śli po­sta­wi na współ­spa­la­nie bio­ma­sy z pa­li­wa­mi ko­pal­ny­mi, do­sta­nie tyl­ko 0,3 cer­ty­fi­ka­tu (do­ce­lo­wo 0,15). De­cy­zja re­sor­tu ozna­cza, że na przy­do­mo­wej mi­kro­elek­trow­ni ka­żdy bę­dzie mógł za­ro­bić.

Nie będą po­trzeb­ne jak do­tych­czas ster­ty do­ku­men­tów (oby na­praw­dę!), tyl­ko ­kup­no urzą­dze­nia i za­pła­ce­nie za przy­łą­cze­nie go do sie­ci upraw­nio­ne­mu in­sta­la­to­ro­wi. Brzmi tro­chę baj­ko­wo, ale po­dob­ne roz­wią­za­nia już od dwóch lat sto­su­ją z po­wo­dze­niem np. Bry­tyj­czy­cy. Re­sort sza­cu­je zaś, że i tak dzię­ki no­wym roz­wią­za­niom za­osz­czę­dzi na do­pła­tach ok. 1 mld zł rocz­nie.