Tak się złożyło, że niedługo przed moim wyjazdem do Krynicy GUS ogłosił szacunki zmian polskiego PKB w drugim kwartale. I potwierdził to, o czym ekonomiści mówili od kilku miesięcy. Nasza gospodarka wyraźnie spowalnia swój rozwój, gwałtownie wyhamowują inwestycje, spadają wydatki rządowe. Obniża się zarówno dynamika eksportu, jak i spożycia gospodarstw domowych. Wszystkie krzywe idą stopniowo w dół, a tempo wzrostu PKB zmniejszyło się z ponad 4 proc. w zeszłym roku do 2,4 proc. obecnie. Nietrudno przewidzieć, że wobec pogarszającej się sytuacji w Zachodniej Europie nasz ruch w dół wcale nie musi się na tym zatrzymać, zwłaszcza jeśli załamaniu ulegną nastroje przedsiębiorstw i konsumentów.
Żeby sprawy pogorszyć, akurat wtedy gdy się wybierałem do Krynicy, rząd ogłosił swoje założenia budżetowe na rok 2013. Znowu niepoprawiające humoru – ograniczeniu do 2,2 proc. uległo oczekiwane tempo wzrostu PKB, zwiększył się prognozowany wskaźnik bezrobocia (w dodatku założenia mogą się okazać nieco zbyt optymistyczne). Co poza tym słychać było na rynku? Ano pogorszył się wskaźnik PMI, zazwyczaj dobrze prognozujący zmiany sytuacji w przemyśle, niedobre wyniki dał też odczyt PMI w strefie euro. NBP nie obniżył stóp procentowych. I tak dalej, i tak dalej. Jak w haśle Forum – kryzys, kryzys, kryzys i jeszcze raz kryzys.
A na dodatek wiozłem w bagażu najnowszy raport PwC przygotowany na Forum i pokazujący, że nie tylko przed Polską, ale przed wszystkimi krajami naszego regionu trudne czasy i ryzyko, że zachodnioeuropejska recesja i finansowy bałagan w strefie euro przełożą się na dalsze kłopoty. A w przeglądanym w pociągu tygodniku przeczytałem opinię jednego z moich kolegów ekonomistów, że jak amen w pacierzu w roku 2013 nastąpi eurogedon, czyli ostateczne załamanie gospodarki strefy euro i ogólnokontynentalna (lub ogólnoświatowa) katastrofa gospodarcza.
Wszystko więc wskazywało na to, że z Krynicy wracać będę w nastroju wisielczym, naładowany wszelkimi negatywnymi emocjami, złymi prognozami i wszechogarniającym pesymizmem, a wydawane na Forum wieczorne przyjęcia potraktuję jako pokaz orkiestry grającej na tonącym „Titanicu".