Przy tej okazji wszyscy na własnej skórze odczuwaliśmy efekty rozwiniętego frontu inwestycji infrastrukturalnych – utykając na pozwężanych drogach albo remontowanych torowiskach i przeciskając się przez zatłoczone place budów.
Tymczasem z tradycyjnymi systemami transportu lądowego sąsiaduje sieć kompletnie pustych rzek i kanałów. W całej Europie oferuje ona najtańsze i najbardziej przyjazne środowisku warunki transportu. Dlatego w Austrii i w Niemczech po kilkanaście, a w krajach Beneluksu nawet kilkadziesiąt procent wszystkich towarów płynie, a nie jedzie. Tymczasem w Polsce ta kategoria szlaków komunikacyjnych zarasta wodorostami.
Co ciekawe – degradacja dróg wodnych nie oznacza, że polscy marynarze zatracili umiejętność żeglugi po śródlądziu. Pływają intensywnie, ale za granicą.
I tak największy rodzimy armator – dawna Odratrans – jest potentatem na rynku niemieckim, a jego statki docierają do Rotterdamu i Antwerpii. Ba, dokonał on nawet międzynarodowego fortelu – bo w czasie gdy myśmy bronili LOT przed Lufthansą i PKP przed Deutsche Bahn kupił jednego z głównych przewoźników niemieckich, Deutsche Binnenreederei tworząc jedną z największych flot śródlądowych w Unii Europejskiej. I dziś polska firma zarabia na dostawach drogą wodną większości węgla dla berlińskich elektrowni.
Szkoda tylko, że stan naszych dróg wodnych nie pozwala tak działać w Polsce. W rezultacie już nie Odratrans, ale OT Logistic, rozwój na rodzimym rynku opiera na spedycji kolejowej oraz drogowej i inwestuje w porty... ale morskie.