Można się spierać, czy odnoszące się do przeszłości dane mają jakiekolwiek znaczenie dla inwestorów (giełda z zasady dyskontuje przyszłość, a nie przeszłość), jednak sprawozdania amerykańskich firm dadzą choćby ogólny pogląd na to, w jakim kierunku zmierza tamtejsza gospodarka.
A kiedy w podobny sposób, na podstawie danych polskich spółek, będzie można pospekulować na temat tego, w jakiej kondycji jest gospodarka nasza rodzima? Niestety nieprędko, bo nasze firmy – choć są wielokroć mniejsze od amerykańskich i teoretycznie powinno być im znacznie łatwiej zebrać i podsumować odpowiednie dane – z raportami specjalnie się nie spieszą. Niektóre, jak np. Kęty, zdążyły już wprawdzie zaprezentować wstępne kwartalne wyniki, jednak pierwsze pełnoprawne raporty spłyną dopiero za trzy tygodnie (podadzą je TP i Orlen).
Problem jednak w tym, że za chwilę może się okazać, że poślizg w prezentowaniu sprawozdań to w istocie żaden problem. Otóż w Unii Europejskiej trwają prace nad tym, by ujednolicić przepisy między krajami i by spółki giełdowe z państw członkowskich raportów kwartalnych... w ogóle nie musiały publikować.
Tak, zamiast ze standardami równać w górę, nadzorcy i ustawodawcy – konsultacje są prowadzone na szczeblu Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego – zamierzają pójść w dokładnie odwrotnym kierunku. Chcą oni sprawić, by obowiązki sprawozdawcze ograniczały się jedynie do publikacji przez spółki dwóch raportów rocznie – po zakończeniu każdego półrocza. Ogłaszanie wyników kwartalnych miałoby być natomiast dobrowolne i leżeć w gestii każdego emitenta.
Uderzające jest już to, że unijni decydenci rozmawiają o takich zmianach teraz, w dobie kryzysu, kiedy aktualność i transparentność danych przedstawianych przez spółki jest szczególnie ceniona i pożądana,