Złotą kurą Polska będzie jeszcze długo

Macie młodą gospodarkę, która będzie się nadal rozwijać, bo w ciągu minionych 20 lat nie nadrobiła jeszcze wszystkich zaległości i potrzebuje dalszych inwestycji - mówi John McFarlane, szef rady nadzorczej pełniący funkcję prezesa grupy Aviva

Publikacja: 16.10.2012 19:07

Złotą kurą Polska będzie jeszcze długo

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Czego należy spodziewać się na globalnych rynkach finansowych w perspektywie najbliższych kwartałów?

Wciąż odczuwamy skutki globalnego kryzysu finansowego. Co istotne, pierwotnie był to kryzys północnoatlantycki, dopiero później zainfekowane zostały pozostałe gospodarki, szczególnie południowej Europy. Rynki rozwijające się wciąż są w bardzo dobrej kondycji, choć należy spodziewać się lekkiego spowolnienia. USA też gospodarczo odbiły się od dna i radzą sobie zaskakująco dobrze. Generalnie jednak sytuacja na rynkach jeszcze przez stosunkowo długi okres będzie przytłumiona. Warunkiem poprawy jest podźwignięcie się z kolan gospodarek rozwiniętych, a to w mojej opinii nie nastąpi wcześniej niż za dwa-trzy lata.

Czy podejmowane na poziomie europejskim kroki i metody walki ze spowolnieniem są odpowiednie?

Podjęte dotychczas działania, przejawiające się głównie w zaciskaniu fiskalnego pasa, służą przede wszystkim zmniejszeniu deficytu państw i ich długu. To oczywiście jest niezbędne, by przywrócić właściwe zarządzanie finansami publicznymi, ale nieadekwatne z perspektywy tworzenia fundamentów dla wzrostu gospodarczego. Wzrost potrzebuje stymulacji w postaci tworzenia popytu.  Gospodarki, które znajdują się w lepszej kondycji fiskalnej, jak np. Niemcy, i które wyraźnie korzystają na wymianie handlowej w ramach wspólnej europejskiej waluty, powinny podjąć więcej ryzyka i postawić na większe stymulowanie gospodarki dla wspólnego dobra Europy. W przeciwnym wypadku przezwyciężenie kryzysu będzie znacznie trudniejsze dla wszystkich rynkowych graczy i wychodzenie z kryzysu potrwa dłużej.

Skoro wszystko zaczęło się w USA, kryzys rozlał się ze Stanów na inne kontynenty, może powinny być one bardziej zaangażowane we wsparcie?

Oczywiście, szczególnie, że Europa jest jak cegła w dużej budowli, jaką jest światowa gospodarka. Jeśli się ją wyjmie, zawali się cała struktura. USA powinny być zaangażowane w stymulację gospodarki, podobnie jak oczekiwałbym tego od Niemiec. Problem Europy polega na tym, że chcąc utrzymać wspólną walutę, państwa nie mają wyjścia i muszą w dłuższej perspektywie oddać część suwerenności i niezależności w tej kwestii. A to przychodzi z wielką trudnością, tym bardziej, że gospodarki strefy euro są mocno zróżnicowane. Jest to cena, jaka musi być zapłacona za korzyści, jakie z tego płyną. Nie zakładam jednak dezintegracji strefy euro, bo byłoby to dużo droższe niż doprowadzenie do ponownej stabilizacji ekonomicznej w regionie. Oczywiście wszyscy starają się teraz wytargować dla swojego kraju jak najwięcej, jednak nie obawiałbym się, że strefa euro się rozpadnie.

Czy nawet bez upadku Lehman Brothers Europa miałaby problemy?

Nie doszlibyśmy do takiego ich poziomu, jednak z pewnością prędzej czy później problemy by się pojawiły. Ich sedno polega na tym, że bardzo niewiele krajów przestrzegało zasad zadłużenia i deficytu. To musiało skończyć się kłopotami. Z pewnością jednak kryzys finansowy sprawił, że sytuacja jest znacznie bardziej poważna.

Może nie należało tak dużych publicznych środków przeznaczać na ratowanie komercyjnych banków?

To trochę jak pytanie, co było pierwsze: kura czy jajko? Tarapaty w jakich znalazły się banki, poskutkowały zaangażowaniem państw w ich ratowanie, co zwiększyło deficyty budżetowe, a w konsekwencji dług publiczny. Jednak problemy banków muszą zostać rozwiązane, aby gospodarki mogły być uleczone. Co istotne, patrząc na rynkową kapitalizację, w pierwszej dziesiątce największych banków świata nie ma żadnego, poza HSBC, banku europejskiego. To dość drastyczna zmiana wobec tego, co było przed kryzysem.

W kryzysie finansowym biznes ubezpieczeniowy ucierpiał mniej niż chociażby banki. Dlaczego?

Oferowane przez banki kredyty hipoteczne o niskim stopniu wiarygodności były jedną z przyczyn kryzysu finansowego. Drugim było generalne „rozmiękczenie" gospodarek poprzez większe uzależnienie ich od różnych, łatwo dostępnych, form kredytowania. Ten proces „rozmiękczenia" gospodarek dotknął też negatywnie ubezpieczycieli, ale nie aż w takim stopniu, jak banki. Ubezpieczenia to biznes znacznie bardziej długoterminowy, cykliczny. O jego lepszej kondycji świadczy to, że przeciętnie na światowych giełdach wyceny ubezpieczycieli oscylują wokół ich wartości księgowej, a banki są wyceniane poniżej tej wartości.

Jakie są zatem największe zagrożenia dla branży?

Z pewnością kwestie adekwatności kapitałowej, szczególnie dla sektora ubezpieczeń na życie. Prędzej czy później wejdzie w życie dyrektywa Solvency II. Wtedy okaże się, że niektóre firmy, których sytuacja finansowa z punktu widzenia regulacji wyglądała dotychczas w porządku, nie spełniają nowych wymogów, opartych bardziej na kryteriach ekonomicznych. Z tego właśnie powodu rynek ubezpieczeń majątkowych, który absorbuje znacznie mniej kapitału, staje się z biznesowego punktu widzenia zdecydowanie atrakcyjniejszy. Dlatego właśnie spodziewam się, że firmy, które działają w obu segmentach, będą kładły większy nacisk na rozwój ubezpieczeń majątkowych.

Z kolei w ubezpieczeniach majątkowych, a zwłaszcza komunikacyjnych, konkurencja jest ogromna. Właśnie dlatego na praktycznie wszystkich europejskich rynkach można obserwować, że firmy zaczęły walkę o klienta ceną, co z kolei przekłada się na spadek zysków firm. Oczywiście to cykliczne zjawisko, jednak na pewno teraz żyjemy w trudniejszych biznesowo czasach.

Czy wymogi kapitałowe to pozytywne zjawisko, które pozwoli oczyścić rynek z mniej stabilnych finansowo firm?

Zdecydowanie tak. Nawet jeśli zasady Solvency II jeszcze nie obowiązują, coraz więcej firm już teraz przechodzi na te wymogi, bo to po prostu racjonalne.

Wygląda na to, że najbardziej na zmianach ucierpią w krajach zachodnich szarzy pracownicy. Wcześniej firmy proponowały im dodatkowe programy emerytalne, teraz są w tej kwestii coraz bardziej ostrożne. W Polsce w ogóle nie możemy liczyć, że podobne dodatki zostaną pracownikom zaproponowane.

Niestety, tak. Nie tylko firmy, ale i rządy odchodzą od programów emerytalnych ze zdefiniowaną wysokością przyszłego świadczenia. W większości krajów rozwiniętych dzieje się to w warunkach bardzo niskiej inflacji i rekordowo niskich stóp procentowych. W takiej sytuacji wyzwaniem jest osiągnięcie jakiegokolwiek realnego zysku z inwestycji w ramach takich programów. Dodając do tego wydłużające się życie i niewydolność publicznych programów emerytalnych, presja i konieczność, by na starość odkładać na własną rękę, jest ogromna.

Jaką część zarobków powinniśmy przeznaczyć na emeryturę?

Radzę, by średnio było to 15 proc. dochodów. Im człowiek starszy, im zarabia lepiej, tym na ten cel powinien przeznaczać więcej. Na razie większość ludzi zbyt późno rozpoczyna oszczędzanie na emeryturę, odkłada za mało i zbyt wcześnie zaczyna korzystać ze zgromadzonych środków. Tutaj jest ogromne pole do popisu dla rządów, które powinny tworzyć zachęty dla ludzi do dobrowolnego oszczędzania. Przykładowo w Australii obywatele są zobowiązani do przeznaczania pieniędzy na dodatkowe zabezpieczenie emerytalne. Zaoszczędzone pieniądze są opodatkowane znacznie mniej niż podstawowy dochód, zatem każdemu się to bardziej opłaca. Odsetek dochodów, przeznaczanych na prywatne zabezpieczenie, wzrósł z 7 przez 9 do 11 proc. obecnie. Jeśli jednak odkładane pieniądze zostaną utrzymane aż do emerytury, zostaną wówczas wypłacone bez potrącenia podatku.

Z końcem roku wejdzie w życie wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości o niemożności stosowania kryterium płci do ustalania wysokości składek. Jak przygotowują się na to firmy?

Trzeba po prostu dostosować się do tego wyroku i ujednolicić stawki, czyli podnieść składki dla kobiet. Dotychczas płaciły one mniej, zarówno w ubezpieczeniach komunikacyjnych – ponieważ są lepszymi kierowcami, jak i w ubezpieczeniach na życie – bo ich śmiertelność jest niższa. Teraz niestety będzie to musiało się zmienić, na ich niekorzyść. To absurdalne, bo podstawą biznesu ubezpieczeniowego jest dopasowywanie składki do ryzyka. Kierowcy jeżdżący bezpiecznie powinni płacić niższą składkę, a ryzykowni wyższą – to jedyne inteligentne rozwiązanie. Obecnie trudniej będzie też walczyć o klienta. Jednak rynek jest bardzo konkurencyjny. Jestem pewien, że w niedługim czasie firmy, nie różnicując składek, zaproponują kobietom dodatkowe zachęty do polis.

Jak długo Polska będzie wciąż dla ubezpieczycieli złotą kurą?

Przez bardzo długo. Macie młodą gospodarkę, która będzie się nadal rozwijać, bo w ciągu minionych 20 lat nie nadrobiła jeszcze wszystkich zaległości i potrzebuje dalszych inwestycji. Na minus działa fakt, że największy poziom współzależności gospodarczej macie z Europą. Ale na to też jest sposób. W przypadku spadku wartości euro, z którą to walutą złoty jest najmocniej powiązany, wasz eksport może stać się konkurencyjny poza strefą euro. Właściwie możecie konkurować z całym światem, no może poza Chinami. Dla was, z wewnętrznej perspektywy, wzrost jest obecnie niższy i wszyscy się o to martwią. Ale z punktu widzenia krajów starej Unii wasz wzrost jest godny pozazdroszczenia. Dodatkowo, niska penetracja ubezpieczeniami tylko dodaje Polsce atrakcyjności. W tym regionie koncentrujemy się tylko na Polsce, Litwie i Turcji.

Niedawno wycofaliście się z Węgier i Czech. Dlaczego?

Jesteśmy dużą grupą i dla nas, oprócz osiągnięcia długofalowo korzystnego zwrotu z inwestycji,liczy się skala biznesu. Tamte rynki były po prostu za małe. Polska jest o wiele bardziej atrakcyjna i zapewnia odpowiednią skalę.

Czy pieniądze ze sprzedaży mają posłużyć na przejęcia?

Tak, ale nie w najbliższym czasie. Na poziomie grupy nasze kapitały wciąż są niezadowalające, dlatego na razie skupiamy się na ich wzmocnieniu. Nie wykluczam przejęć, ale na razie nie na dużą skalę. W 2013 roku mamy nadzieję osiągnąć poziom kapitałów, który pozwoli nam z powrotem brać pod uwagę różne możliwości rozwoju biznesu.

CV

John McFarlane do rady nadzorczej grupy Aviva powołany został w 2011 r., a od lipca tego roku jest jej przewodniczącym Pełni jednocześnie obowiązki jej prezesa. Przez 35 lat pracował w bankowości. W swojej karierze był szefem Citicorp Investment Bank, prezesem Citibanku w Wielkiej Brytanii i Irlandii oraz członkiem zarządu Standard Chartered. W latach 1997-2007 był prezesem Australia & New Zealand Banking Group.

Czego należy spodziewać się na globalnych rynkach finansowych w perspektywie najbliższych kwartałów?

Wciąż odczuwamy skutki globalnego kryzysu finansowego. Co istotne, pierwotnie był to kryzys północnoatlantycki, dopiero później zainfekowane zostały pozostałe gospodarki, szczególnie południowej Europy. Rynki rozwijające się wciąż są w bardzo dobrej kondycji, choć należy spodziewać się lekkiego spowolnienia. USA też gospodarczo odbiły się od dna i radzą sobie zaskakująco dobrze. Generalnie jednak sytuacja na rynkach jeszcze przez stosunkowo długi okres będzie przytłumiona. Warunkiem poprawy jest podźwignięcie się z kolan gospodarek rozwiniętych, a to w mojej opinii nie nastąpi wcześniej niż za dwa-trzy lata.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację