Reklama

Strach przed utratą pracy

Jeden ze znajomych powiedział niedawno, że nie planuje urlopu. – Odkładam każdy grosz, bo nie wiem, kiedy mogę stracić pracę – przyznał się. A w autobusie jakaś młoda dziewczyna zażartowała: – Nie kupię kalkulatora pod koniec miesiąca, bo potrzebny jest mi do roboty, a nie wiem, czy mnie nie zwolnią.

Publikacja: 03.12.2012 20:15

Aleksandra Fandrejewska

Aleksandra Fandrejewska

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Jakoś nikt koledze nie wypomniał, że jest kutwa, a z dowcipu dziewczyny w autobusie się nie zaśmiał. Obawa przed utratą pracy, stałego źródła dochodu, jest tym, co najmocniej napędza pesymistyczne nastroje konsumentów. Jest tym, co zniechęca nas do wydawania pieniędzy.

Przez ostatnie lata popyt konsumpcyjny był tym, co pomagało zazielenić Polskę na gospodarczej mapie Europy. Gdy inne kraje na dłużej lub krócej ocierały się o recesję, nasz wzrost gospodarczy skakał wyraźniej lub mniej wyraźnie w górę. Nie zmniejszaliśmy przyzwyczajeń zakupowych. Kupowaliśmy może tańsze produkty, ale dbaliśmy o to, by nie było ich mniej. To może się zmienić w najbliższych miesiącach.

Wielu z nas wyraźnie czuje, że ich praca jest coraz gorzej opłacana. W wielu firmach płace nie zmieniają się tylko nominalnie. Jeśli dostajemy teraz tyle samo pieniędzy ile na początku 2010 roku, to oznacza, że możemy kupić za nie o jedną dziesiątą mniej towarów niż dwa lata temu.

W dodatku coraz poważniejsza jest sytuacja na rynku pracy. Bez pracy jest – w zależności od sposobu liczenia – albo co siódmy, albo co dziesiąty dorosły zdolny do pracy człowiek. To, że sytuacja jest coraz bardziej poważna (i że rośnie liczba tych, którzy rzeczywiście nie mają pracy, a nie tylko pracują w szarej strefie), pokazują malejące różnice pomiędzy bezrobociem rejestrowanym a liczonym według unijnej metody BAEL.

Według pierwszej metody zlicza się wszystkich tych, którzy zarejestrowali się w pośredniakach – pod koniec września brakowało 30 tysięcy osób, by liczba ta wyniosła 2 miliony (obecnie do 2 milionów brakuje już tylko 5 tysięcy). Używając drugiej metody, jako bezrobotnych liczy się tylko tych, którzy naprawdę nie pracują: ani legalnie, ani na czarno – tu liczba niepracujących wynosi ponad 1,7 mln osób. To, że różnica pomiędzy tymi dwoma liczbami się zmniejsza, jest dowodem, że mamy problem ze znalezieniem jakiejkolwiek pracy, nawet na czarno.

Reklama
Reklama

Utrata pracy często powoduje stres podobny do tego, jaki odczuwamy, gdy zachoruje lub umrze nam ktoś bliski. Jak twierdzą psycholodzy, w obu sytuacjach emocje mają podobne natężenie, a zmianom towarzyszy strach. Sęk w tym, że o ile trudno jest przewidzieć chorobę, o tyle niepokój związany z możliwością utraty pracy tli się w wielu domach od wielu miesięcy. I rośnie.

Jakoś nikt koledze nie wypomniał, że jest kutwa, a z dowcipu dziewczyny w autobusie się nie zaśmiał. Obawa przed utratą pracy, stałego źródła dochodu, jest tym, co najmocniej napędza pesymistyczne nastroje konsumentów. Jest tym, co zniechęca nas do wydawania pieniędzy.

Przez ostatnie lata popyt konsumpcyjny był tym, co pomagało zazielenić Polskę na gospodarczej mapie Europy. Gdy inne kraje na dłużej lub krócej ocierały się o recesję, nasz wzrost gospodarczy skakał wyraźniej lub mniej wyraźnie w górę. Nie zmniejszaliśmy przyzwyczajeń zakupowych. Kupowaliśmy może tańsze produkty, ale dbaliśmy o to, by nie było ich mniej. To może się zmienić w najbliższych miesiącach.

Reklama
Opinie Ekonomiczne
Katarzyna Kucharczyk: Sztuczna inteligencja jest jak śrubokręt
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: PiS wiele nie ugra na „aferze KPO”. Nie nadaje się na ośmiorniczki
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Polska bezbronna przed dronami. To kolejne ostrzeżenie
Opinie Ekonomiczne
Cezary Stypułkowski: 20 miliardów na stole. Co oznacza reorganizacja PZU i Pekao
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Wniosek z rozmów o pokoju jest oczywisty: musimy się zbroić
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama