To nic, że koszty inwestycji drogowych wzrosły przez to o 35 proc. Ponoć chodziło o ekologię. O tę naszą zieloną planetę (bo broń Boże nie o bezpośrednie wsparcie dla przemysłu atomowego i producentów wiatraków z Francji i Niemiec) chodzi zapewne również w kwestii limitów emisji dwutlenku węgla.

U nas jednak mało kogo obchodzi, że Europa w zasadzie jako jedyna narzuca tak głębokie ograniczenia własnemu przemysłowi, czyniąc nieopłacalnym powstawanie nowych fabryk. Widać to zwłaszcza w naszym kraju, który ma energetykę opartą przede wszystkim na węglu i w związku z tym w rankingu nienawiści brukselskich biurokratów ochoczo walczących z CO2 zajmuje czołową pozycję. Eurokraci nie widzą, lub nie chcą widzieć, że zarówno Chiny, jak USA nie kwapią się do podejmowania podobnie heroicznych decyzji w imię walki z ociepleniem klimatu. Liczba sporów przemysłowych z Komisją Europejską zatem rośnie.

Na dwutlenku węgla i jego emisji mało kto się zna, o europatencie dyżurni komentatorzy też bladego pojęcia nie mają. A czy kogoś w ogóle interesuje to, że Unia rozważa zakazanie produkcji papierosów cienkich i mentolowych, choć zakaz ten może nas kosztować kilka miliardów złotych? Bo to nasze fabryki je wytwarzają. Podobnie nikt nie interesuje się efektami wdrożenia nowych zaostrzonych zasad delegowania pracowników w UE. Szkoda, bo polskie firmy co roku wysyłają do pracy za granicę ponad 200 tys. pracowników (najwięcej w Unii i około jednej piątej z całej Wspólnoty). W ramach publicznych debat wciąż większość sił przesuwamy w kierunku projektu euro i spraw politycznych związanych z ratowaniem tego niegdyś najbardziej prestiżowego klubu w Europie. Dziś jednak to temat zastępczy, niemal bez znaczenia. A jednak tylko o tym się dyskutuje.

Tymczasem warto głośno mówić o czymś zupełnie innym. Niestety, temat wsparcia naszego przemysłu i obrony jego interesów – zarówno po stronie prywatnych firm, jak i państwowych – wciąż wydaje się wstydliwy. Trudno polskim urzędnikom zarzucać, że nie przygotowują projektów korzystnych dla Polski. To byłoby niesprawiedliwe. Ale trudno nie zauważyć, że odpowiedzialność rządu i europosłów mogłaby być jednak większa. Bo powinni oni ostrzej walczyć o dobre regulacje dla Polski, a nie tylko liczyć diety. Podobnie większa i głośniejsza mogłaby być debata nad tym, jak wzmocnić polski biznes w imię naszej racji stanu.