Przyczyny kryzysu na Cyprze są podobne do tych, jakie kiedyś pogrążyły Islandię: sektor bankowy rozrósł się ponad miarę zdrowego rozsądku. Aktywa cypryjskich banków zwiększyły się z 78 mld euro w 2007 roku do 127 mld euro na koniec stycznia 2013 roku. Są więc siedem razy większe od PKB Cypru. Na domiar złego system finansowy kraju jest mocno powiązany z systemem greckim. Tak, Cypr jest inny. Wyspa nie uległa Brukseli w 2004 roku, gdy przystępowała do Unii Europejskiej i odrzuciła plan zjednoczenia z turecką częścią. Tak, Cypr stał się ulubionym rajem podatkowym oligarchów i setek firm zza naszej wschodniej granicy, nie tylko tych z Moskwy, ale i z Kijowa. Ale czy mimo tej inności uzasadnione jest złamanie nienaruszalnego dotąd prawa własności, czyli zabranie części pieniędzy zdeponowanych na lokatach bankowych?
Kto dziś zagwarantuje, że w podobny sposób nie będzie ratowany inny kraj strefy euro? Już pojawiają się sygnały, że w wielu bankach hiszpańskich nastąpił szturm na kasy. Posiadacze dużych depozytów w krajach UE na pewno zapamiętają cypryjską lekcję.
O warunkach pomocy dla Cypru można długo dyskutować. Można nawet postawić tezę, że wyspa sama zapracowała na to, w jakim jest dziś stanie, przekształcając się w oazę dla podejrzanego kapitału. Ale już trudno przejść do porządku dziennego nad stylem, w jaki europejscy liderzy potraktowali tę niewielką wyspę. Początkowo Cypr (0,2 proc. produktu krajowego brutto strefy euro) uznany został za nieważny, więc go zlekceważono. W trakcie pierwszego spotkania eurogrupy, gdy padł pomysł opodatkowania tamtejszych lokat bankowych niższych nawet niż 100 tys. euro, do Brukseli nie pofatygowali się osobiście członkowie tego gremium. Sprawę dyskutowali przez telefon. Dopiero rwetes Cypryjczyków, wsparty gromami Rosji, że konfiskuje się pieniądze jej obywateli, spowodował, że sprawa nabrała innego wymiaru.
Jak w tej sytuacji racjonalnie rozmawiać o przystąpieniu Polski do strefy euro, nawet gdyby miało do tego dojść w latach 2018–2020? Dziś dyskusja wydaje się jałowa, a kryzys przywództwa w Unii zwiększa ryzyko, że wejście do tego klubu zwyczajnie nie będzie się nam opłacać.