Rz: Coraz więcej osób zarabia realnie mniej niż kilka lat temu. Niektórym brak środków na bieżące potrzeby, a firmy ubezpieczeniowe i ekonomiści nawołują do oszczędzania na starość albo do zabezpieczenia rodziny na wypadek choroby czy śmierci...
Śmierć jest nie tylko smutnym wydarzeniem w rodzinie, ale także problemem finansowym. Wtedy najbliżsi zostają bez zabezpieczenia. Długowieczność także zaczyna być problemem, bo ludzie, którzy dożywają coraz dłuższego wieku emerytalnego, bez oszczędności nie będą mieli wystarczającego wsparcia finansowego na starość. Jeszcze rzadziej myślimy o konsekwencjach finansowych nieszczęśliwych wypadków, chorób. To wszystko są problemy, które w sposób realny dotykają ludzi, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiają. I jeśli firmy ubezpieczeniowe czy ekonomiści namawiają do zastanowienia się nad takimi sytuacjami, to dobrze. Człowiek nie wstaje bowiem rano i nagle pod prysznicem nie wpada mu do głowy, że jak umrze, to jego rodzina może się znaleźć w tarapatach finansowych. Nie myśli też: jeżeli nie będę odkładał pieniędzy na emeryturę, to nie będę miał z czego żyć. To naturalne, że ludzie odpychają od siebie takie myślenie. Ktoś musi im więc o takich realnych możliwościach przypomnieć.
M.W.: Dodatkowo jesteśmy społeczeństwem średnio zamożnym. Większości z nas wydaje się, że nie mamy aż tak dużo pieniędzy, by wydawać je na ubezpieczenie. Traktujemy je więc jako dobro wyższego rzędu, o którym myśli się po zaspokojeniu podstawowych potrzeb rodziny. Nasza niezdolność do finansowania ubezpieczeń nie do końca jest prawdą. Wydajemy na nie tylko 3,5 proc. PKB, podczas gdy w innych krajach jest to 7 proc., a w niektórych wydatki na ubezpieczenia przekraczają nawet 10 proc. PKB. Wyraźnie widać, że nasze 200 euro, które wydajemy na ubezpieczenia życiowe rocznie, i 150 euro na majątkowe ubezpieczenia, to niewiele również w relacji do naszych możliwości.
Ale to prawie tyle samo, ile wydajemy prywatnie na ochronę zdrowia.
M.W.: Zgoda. Ale tak jak ubezpieczeń nikt za nas nie wykupi, tak w większości uważamy, że za ochronę zdrowia odpowiedzialne jest państwo. Inne społeczeństwa doszły do dzisiejszego stanu opieki zdrowotnej w taki sposób, że państwo powoli przejmowało pewne obowiązki. A my akurat z ubezpieczeniem zdrowotnym idziemy w drugą stronę. W stosunku do innych ubezpieczeń nie mamy wątpliwości, że chodzi o konsekwencje, które nas dotyczą. Lecz mimo to duża część naszego popytu wynika z przymusu: kupujemy OC, bo jest obowiązkowe, bo przecież wypadki zdarzają się rzadko.