Zadbajmy o siebie sami

Prof. Marian Wiśniewski i Jarosław Bartkiewicz. – W Polsce nie ma tradycji rozmów w domu o potrzebie ubezpieczania się. Zachęt podatkowych do kupna polis nie daje też państwo – twierdzą ekonomista oraz szef Axa Życie w rozmowie z Aleksandrą Fandrejewską i Zuzanną Redą-Jakimą.

Publikacja: 26.04.2013 03:00

Prof. Marian Wiśniewski

Prof. Marian Wiśniewski

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Rz: Coraz więcej osób zarabia realnie mniej niż kilka lat temu. Niektórym brak środków na bieżące potrzeby, a firmy ubezpieczeniowe i ekonomiści nawołują do oszczędzania na starość albo do zabezpieczenia rodziny na wypadek choroby czy śmierci...

Śmierć jest nie tylko smutnym wydarzeniem w rodzinie, ale także problemem finansowym. Wtedy najbliżsi zostają bez zabezpieczenia. Długowieczność także zaczyna być problemem, bo  ludzie, którzy dożywają coraz dłuższego wieku emerytalnego, bez oszczędności nie będą mieli wystarczającego wsparcia finansowego na starość. Jeszcze rzadziej myślimy o konsekwencjach finansowych nieszczęśliwych wypadków, chorób. To wszystko są problemy, które w sposób realny dotykają ludzi, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiają. I jeśli firmy ubezpieczeniowe czy ekonomiści namawiają do zastanowienia się nad takimi sytuacjami, to dobrze. Człowiek nie wstaje bowiem rano i nagle pod prysznicem nie wpada mu do głowy, że jak umrze, to jego rodzina może się znaleźć w tarapatach finansowych. Nie myśli też: jeżeli nie będę odkładał pieniędzy na emeryturę, to nie będę miał z czego żyć. To naturalne, że ludzie odpychają od siebie takie myślenie. Ktoś musi im więc o takich realnych możliwościach przypomnieć.

M.W.: Dodatkowo jesteśmy społeczeństwem średnio zamożnym. Większości z nas wydaje się, że nie mamy aż tak dużo pieniędzy, by wydawać je na ubezpieczenie. Traktujemy je więc  jako dobro wyższego rzędu, o którym myśli się po zaspokojeniu podstawowych potrzeb rodziny. Nasza niezdolność do finansowania ubezpieczeń nie do końca jest prawdą. Wydajemy na nie tylko 3,5 proc. PKB, podczas gdy w innych krajach jest to 7 proc., a w niektórych wydatki na ubezpieczenia przekraczają nawet 10 proc. PKB. Wyraźnie widać, że nasze 200 euro, które wydajemy na ubezpieczenia życiowe rocznie, i 150 euro na majątkowe ubezpieczenia, to niewiele również w relacji do naszych możliwości.

Ale to prawie tyle samo, ile wydajemy prywatnie na ochronę zdrowia.

M.W.: Zgoda. Ale tak jak ubezpieczeń nikt za nas nie wykupi, tak w większości uważamy, że za ochronę zdrowia odpowiedzialne jest państwo. Inne społeczeństwa doszły do dzisiejszego stanu opieki zdrowotnej w taki sposób, że państwo powoli przejmowało pewne obowiązki. A my akurat z ubezpieczeniem zdrowotnym idziemy w drugą stronę. W stosunku do innych ubezpieczeń nie mamy wątpliwości, że chodzi o konsekwencje, które nas dotyczą. Lecz mimo to duża część naszego popytu wynika z przymusu: kupujemy OC, bo jest obowiązkowe, bo przecież wypadki zdarzają się rzadko.

Jeśli nie budzimy się rano, myśląc, że trzeba kupić ubezpieczenie, to jak można sprawić, że zaczniemy troszczyć się o przyszłość? Przejawem takiego podejścia jest właśnie ubezpieczenie życiowe czy ubezpieczenie na emeryturę.

J.B.: W Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii rozmowy na temat ubezpieczeń często odbywają się w domu. Przykład: ojciec miał polisę kapitałową, która zabezpieczała jego życie i gromadziła kapitał, z której po 25 latach dostał znaczącą wartość. Jego syn w naturalny sposób wyniósł to przyzwyczajenie z domu. Ubezpieczenie się, istnienie polis jest zakorzenione w rodzinie. My nie mamy takich tradycji, bo ubezpieczenia prywatne w Polsce istnieją nieco ponad 20 lat. W Polsce nie pomaga też państwo, bo nie ma zachęt podatkowych do długoterminowego gromadzenia kapitału, co jest jedną z funkcji polis na życie. Nie pomaga też szkoła.  Pozostaje więc profesjonalny doradca ubezpieczeniowy.

Na ile przeciętnie się ubezpieczamy? Jaka jest suma gwarantowana na ubezpieczeniu grupowym i indywidualnym?

J.B.: Niestety, są to zwykle bardzo niskie sumy rzędu 20–30 tys. zł, bo w Polsce życie jest ubezpieczane głównie przez wykupienie polisy grupowej. W przypadku polis indywidualnych to ciągle niewystarczające sumy rzędu 50–60 tys. zł – aby zabezpieczyć najbliższych finansowo na wypadek przykrych nieprzewidzianych zdarzeń.

Może dlatego tak mało wykupujemy polis na życie, że trudno nam płacić składkę, a mamy poczucie, że za uzyskane pieniądze i tak nie zabezpieczymy przyszłości dzieciom?

J.B.: Najgorsze jest niepodejmowanie żadnych działań. Najważniejsze to zdać sobie sprawę z potrzeby zabezpieczenia finansowego. Wtedy podstawowa zasada oszczędzania jest taka, że odkładasz pieniądze pierwszego dnia miesiąca, w dniu wypłaty. A dopiero resztę pieniędzy wydajesz. Będzie nam trudno zacząć oszczędzać i zarządzać domowym budżetem, jeśli będziemy to robić przy okazji. W Holandii, gdzie przez kilka lat mieszkałem, jest powiedzenie, jeszcze z czasów gdy walutą były guldeny, że abyś jednego guldena mógł wydać, musisz dwa zarobić. Ci ludzie oszczędzają, niezależnie od tego, ile zarabiają.

Czy można mówić o minimalnej kwocie składek, która da nam poczucie pewnego zabezpieczenia w przypadku wypłaty polisy?

M.W.: Suma ubezpieczenia powinna zależeć od indywidualnej sytuacji człowieka. Przeciętnie uznaje się, że bufor finansowy, który zamortyzuje trudne do przewidzenia wydarzenia losowe, to wysokość dwuletnich zarobków. Ubezpieczenie na życie na sumę 200 tysięcy złotych to miesięczny wydatek rzędu 100 zł.

Problem w zaakceptowaniu przez ludzi idei ubezpieczeń jest taki, że tak naprawdę mówimy: płać co miesiąc – 20 lat, i miej nadzieję, że nigdy nic nie dostaniesz...

J.B.: W przypadku produktów czysto ochronnych tak rzeczywiście jest. Tak samo jak płacimy autocasco za samochód albo ubezpieczamy mieszkanie. W ten sposób kupujemy sobie jednak spokój. Pamiętajmy, że ubezpieczenie na życie to nie tylko ochrona, ale też gromadzenie kapitału.

Do czego łatwiej jest przekonać ludzi? Do myślenia o rodzinie, czyli o polisach na życie, czy do myślenia o emeryturze i o własnym standardzie życia?

M.W.: Większość produktów łączy obie potrzeby. Jest w nich życie i dożycie, czyli ryzyko przedwczesnej śmierci oraz długiego życia. I to jest sensowne, bo każdy z nas jest wystawiony na te dwa ryzyka. Nie trzeba wybierać albo – albo. Ludzi młodych bardziej przeraża perspektywa katastrofy finansowej z powodu śmierci, bo jest to zagrożenie kryjące się w bliższej przyszłości. To się może zdarzyć w ciągu 20 lat i ja widzę, że moje małe dzieci nie zdobędą wykształcenia. Dom czy mieszkanie, w którym mieszkamy, trzeba będzie stracić. Narażamy swych bliskich na wiele upokorzeń i trudne warunki. I to jest bardziej namacalne niż niedostatek odczuwany, gdy będę miał 70 albo 90 lat, a moje dzieci będą już też na emeryturze – i jak ja sobie wtedy dam radę z chorobami, utrzymaniem domu, z tym wszystkim.

J.B.: Patrząc na nasze doświadczenia, najtrudniej jest przekonać, by ktoś w ogóle usiadł i zaczął rozmawiać o potrzebie zabezpieczenia. To jest dla mnie główna bariera.

Jak nauczyć się poruszać w świecie ubezpieczeń, gdzie jest tak dużo ofert?

M.W.: We wszystkich krajach istnieje poradnictwo konsumenckie. Także w Polsce. Jest rozwinięte dla  rynku samochodowego, elektronicznego. Za to wciąż nie ma takiej oferty dla usług ubezpieczeniowych. Poradnictwo samochodowe finansują ci, którzy kupują tygodniki czy miesięczniki motoryzacyjne. Podobną funkcję spełnia prasa komputerowa. Nie wiem, czy ktoś w Polsce by kupował z własnej woli miesięcznik ubezpieczeniowy. Były takie pisma i ich sprzedaż się nie udała. Wydaje mi się, że powinna powstać niezależna instytucja zajmująca się ubezpieczeniowym poradnictwem konsumenckim, nawet gdyby  miała być finansowana przez ubezpieczycieli. To nie musiałaby być duża instytucja. Wystarczy kilka osób, które krytycznie analizowałyby ofertę rynku ubezpieczeniowego i sugerowały typowym grupom klientów właściwy pakiet ubezpieczeń. Ale niczego by nie sprzedawały.

Planujecie powstanie takiej instytucji?

M.W.: Nie mam na to wpływu, to tylko rozważania. A do tego czasu pozostaje nam rozmowa z profesjonalnym doradcą, który nie tylko doradza, ale też sprzedaje ubezpieczenia.

CV

Jarosław Bartkiewicz

jest prezesem Axa Życie od 2010 r.  Wcześniej był członkiem zarządu w ING Nationale-Nederlanden w Polsce. Absolwent Wydziału Matematyki UW i 4-letniego Studium Ekonomii Uniwersytetu Columbia na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW.

Dr hab. Marian Wiśniewski

jest profesorem UW, kierownikiem Katedry Statystyki i Ekonometrii na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW. Wielokrotnie pełnił funkcję doradcy zarządu lub członka rady nadzorczej polskich towarzystw ubezpieczeniowych.

Rz: Coraz więcej osób zarabia realnie mniej niż kilka lat temu. Niektórym brak środków na bieżące potrzeby, a firmy ubezpieczeniowe i ekonomiści nawołują do oszczędzania na starość albo do zabezpieczenia rodziny na wypadek choroby czy śmierci...

Śmierć jest nie tylko smutnym wydarzeniem w rodzinie, ale także problemem finansowym. Wtedy najbliżsi zostają bez zabezpieczenia. Długowieczność także zaczyna być problemem, bo  ludzie, którzy dożywają coraz dłuższego wieku emerytalnego, bez oszczędności nie będą mieli wystarczającego wsparcia finansowego na starość. Jeszcze rzadziej myślimy o konsekwencjach finansowych nieszczęśliwych wypadków, chorób. To wszystko są problemy, które w sposób realny dotykają ludzi, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiają. I jeśli firmy ubezpieczeniowe czy ekonomiści namawiają do zastanowienia się nad takimi sytuacjami, to dobrze. Człowiek nie wstaje bowiem rano i nagle pod prysznicem nie wpada mu do głowy, że jak umrze, to jego rodzina może się znaleźć w tarapatach finansowych. Nie myśli też: jeżeli nie będę odkładał pieniędzy na emeryturę, to nie będę miał z czego żyć. To naturalne, że ludzie odpychają od siebie takie myślenie. Ktoś musi im więc o takich realnych możliwościach przypomnieć.

Pozostało 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację