Stiglitz: unijni politycy źle zdiagnozowali kłopoty Europy

Najluźniejsza nawet polityka pieniężna sama przez się nie postawi gospodarek na nogi. Musi jej towarzyszyć ekspansywna polityka fiskalna i reformy strukturalne – mówi Joseph E. Stiglitz, profesorem ekonomii na Uniwersytecie Columbia.

Publikacja: 27.06.2013 01:28

Stiglitz: unijni politycy źle zdiagnozowali kłopoty Europy

Foto: Bloomberg

W głośnej książce „Globalizacja" zarzucał Pan Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, że swymi działaniami spotęgował kryzysy w Azji i Ameryce Łacińskiej w latach 90. Czy podczas tego kryzysu MFW spisał się lepiej?

Joseph E. Stiglitz:

Trzeba pamiętać o tym, że w przypadku kryzysu w strefie euro MFW jest tylko jednym z członków tzw. trojki. I według mnie tylko on zasługuje na pochwałę, bo w trojce tylko on rozumie ekonomię. Opowiada się za tym, żeby zadłużone kraje nie przesadzały z restrykcyjną polityką fiskalną, bo to tylko pogłębia recesje, podczas gdy potrzebny jest im wzrost gospodarczy. Był też za szybką i głęboką restrukturyzacją długu w Grecji i Irlandii. Niestety, MFW nie udało się przekonać pozostałych członków trojki.

Rozumiem, że wcieleniem zła w trojce jest Europejski Bank Centralny, który nie był tak agresywny, jak inne główne banki centralne.

Rzeczywiście, EBC nie dość agresywnie poluzował politykę pieniężną. Efektem jest zbyt silne euro. Ale to tylko jeden z błędów tej instytucji. Spośród członków trojki, to właśnie EBC najbardziej opierał się restrukturyzacji greckiego długu. To on doprowadził do tego, że Irlandia przerzuciła długi banków na barki obywateli. W większości epizodów kryzysu, EBC odegrał więc negatywną rolę, ale należą mu się słowa uznania za to, zdołał uspokoić rynki finansowe. Bez interwencji EBC na rynku obligacji, strefie euro groziłaby katastrofa.

Pogląd, że strefa euro przesadziła z cięciem wydatków publicznych i podwyżkami podatków, ma coraz więcej zwolenników, także wśród europejskich polityków. Czy jednak zadłużone państwa mogą sobie pozwolić, aby wstrzymać się z zaciskaniem pasa? Czy pozwoliliby im na to inwestorzy?

Grecja, Portugalia czy Hiszpania nie są dziś w stanie samodzielnie nic zrobić, a zwłaszcza zwiększyć wydatków publicznych. Ale strefa euro jako całość może. Na przykład dokapitalizowując Europejski Bank Inwestycyjny albo powołując fundusz, który inwestowałby na południu strefy euro. To pozwoliłoby złagodzić politykę oszczędnościową. Ale to tymczasowe rozwiązanie. Tak naprawdę, strefa euro potrzebuje głębokich zmian, a nie paktu fiskalnego (ma trzymać w ryzach deficyty budżetowe i długi publiczne krajów eurolandu – red.), który nie zapobiegnie żadnym przyszłym  kryzysom, skoro nie byłby nawet w stanie zapobiec obecnemu. Bo dzisiejsze problemy strefy euro nie wynikają wcale z nadmiernej rozrzutności rządów, jak się często sugeruje. Grecja naprawdę była w tej kwestii wyjątkiem, podczas gdy Hiszpania i Irlandia miały przed kryzysem nadwyżki budżetowe. Strefa euro znalazła się w tarapatach z powodu błędów konstrukcyjnych.

Unia walutowa wymaga uzupełnienia o unię fiskalną i bankową?

Tak, Europa potrzebuje uwspólnotowienia długów i zerwania zbyt silny więzi między kondycją sektora bankowego w poszczególnych krajach i stanem finansów publicznych tych państw. Dziś jest tak, że gdy problemy mają banki, ratować musi je rząd, ale gdy on przez to wpadnie w tarapaty, problemy banków się jeszcze nasilają. Kapitał zaczyna odpływać z kraju, co uderza w akcje kredytową i w efekcie w gospodarkę. To błędne koło może przerwać tylko unia bankowa, czyli przerzucenie odpowiedzialności za poszczególne banki na szczebel całej strefy euro. Wtedy ich problemy nie będą pogrążały rządów. Uwspólnotowienie długów jest z kolei potrzebne m.in. po to, aby nie dochodziło do takiej sytuacji, że obywatele zadłużonego kraju uciekając przed podwyżkami podatków wyprowadzają się do innych państw, przez co zadłużenie na obywatela w ich kraju jeszcze rośnie.

Wygląda więc na to, że strefa euro jest na dobrej drodze: budowa unii bankowej już ruszyła, formą uwspólnotowienia długów jest z kolei program OMT, który trzyma w zanadrzu EBC...

Prace nad unią bankową idą zdecydowanie zbyt wolno. Wciąż widać opór niektórych państw przed paneuropejskim ubezpieczeniem depozytów, które jest niezbędne. Ogólnie, mam wrażenie, że unijni liderzy są skłonni zrobić wszystko, aby ratować strefę euro, z wyjątkiem rego, co naprawdę powinni zrobić. Pakt fiskalny jest dowodem, że nie zrozumieli oni przyczyn kryzysu.

Zgodnie z tym, co Pan mówi, przyczyn kryzysu nie zrozumiała też połowa ekonomistów. Wielu wciąż przecież obstaje przy tym, że rządy muszą walczyć z deficytami budżetowymi i to jeszcze agresywniej, niż dotąd.

Tak sądzą chyba tylko niemieccy ekonomiści (śmiech), co jest dla mnie nie lada zagadką. W historii nie ma bowiem przypadków, żeby cięcia wydatków publicznych uzdrowiły gospodarkę. Wprawdzie w kilku małych krajach dysponujących własnymi walutami zdarzyło się, że restrykcyjnej polityce fiskalnej towarzyszyło ożywienie gospodarcze, ale było ono efektem tego, że wzrost eksportu rekompensował spadek popytu wewnętrznego. Dziś jednak zadłużone kraje nie mogą liczyć na eksport. Sądzę, że w tej kwestii wcale głębokiego podziału między ekonomistami nie ma: większość z nas uważa, że w takich okolicznościach, z jakimi dziś mamy do czynienia, restrykcyjna polityka fiskalna tylko pogarsza sytuację.

Za strategię walki z kryzysem pochwalił Pan ostatnio japońskiego premiera Shinzo Abego i jego abenomikę. Dlaczego?

Bo Shinzo Abe zrozumiał, że ilościowemu łagodzeniu polityki pieniężnej (QE), musi towarzyszyć ekspansywna polityka fiskalna oraz program reform strukturalnych. Oczywiście, wciąż nie wiadomo, czy przeprowadzi odpowiednie reformy, ale przynajmniej ma świadomość, co należy zrobić. W przeciwieństwie do Europy, czy choćby USA, gdzie programowi programowi QE towarzyszy zaostrzenie polityki fiskalnej i brak jakichkolwiek reform strukturalnych. Tymczasem sama polityka pieniężna nie wystarczy, aby postawić gospodarkę na nogi.

Ale wydaje się, że gospodarka USA mimo to radzi sobie dobrze.

Na pewno lepiej, niż Europa, ale nie powiedziałbym, że gospodarka USA jest zdrowa. Nawet, jeśli rozwija się w tempie 2 proc. rocznie, nie wystarczy to, aby zbić stopę bezrobocia. Bo jeśli produktywność rośnie w tempie 1,5 proc. rocznie, a liczba osób aktywnych zawodowo o 1 proc. rocznie, to tempo wzrostu gospodarczego musiałoby przekraczać 2,5 proc., aby bezrobocie malało.

Czy wobec tego amerykańska gospodarka jest gotowa na  przerwanie programu ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej, co zapowiada już Rezerwa Federalna?

Zakończenie QE będzie miało większy wpływ na światowe rynki finansowe, niż na amerykańską gospodarkę. Było to widać już w ostatnich tygodniach. W reakcji na zapowiedź końca QE wzrosły m.in. rentowności obligacji państw z południa strefy euro. Nie można więc wykluczyć, że normalizacja polityki pieniężnej w USA zapoczątkuje kolejną fazę kryzysu w Europie. Jeśli zaś chodzi o amerykańską gospodarkę, to nie odniosła ona wyraźnych korzyści z QE. Ten program poprawił wyniki banków, ale konsumentom za bardzo nie pomógł, rynek kredytów hipotecznych wciąż kuleje...

A jak ocenia Pan kondycję polskiej gospodarki?

Niegdyś mówiło się, że gdy USA łapią przeziębienie, Meksyk łapie grypę. Podobna jest relacja między Polską a strefą euro. Z tą różnicą, że strefa euro cierpi na chorobę dużo poważniejszą, niż przeziębienie i nic nie wskazuje na to, że szybko się z niej wyliże. Mimo takiego położenia, dotąd Polska radziła sobie dobrze. Uniknęła błędów, które popełniło wiele innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej: nie oparła wzrostu gospodarczego wyłącznie na dobrej koniunkturze w budownictwie, nie oddała zagranicznym instytucjom pełnej kontroli nad sektorem bankowym, nie popadła w błędne koło, w którym słabość gospodarki napędza nierówności społeczne, a te uderzają w gospodarkę...Teraz, aby utrzymać dobrą koniunkturę, Polska musi m.in. starać się zdywersyfikować kierunki eksportu oraz aktywnie dbać o odpowiedni kurs złotego.

W głośnej książce „Globalizacja" zarzucał Pan Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, że swymi działaniami spotęgował kryzysy w Azji i Ameryce Łacińskiej w latach 90. Czy podczas tego kryzysu MFW spisał się lepiej?

Joseph E. Stiglitz:

Pozostało 97% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację