W głośnej książce „Globalizacja" zarzucał Pan Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, że swymi działaniami spotęgował kryzysy w Azji i Ameryce Łacińskiej w latach 90. Czy podczas tego kryzysu MFW spisał się lepiej?
Joseph E. Stiglitz:
Trzeba pamiętać o tym, że w przypadku kryzysu w strefie euro MFW jest tylko jednym z członków tzw. trojki. I według mnie tylko on zasługuje na pochwałę, bo w trojce tylko on rozumie ekonomię. Opowiada się za tym, żeby zadłużone kraje nie przesadzały z restrykcyjną polityką fiskalną, bo to tylko pogłębia recesje, podczas gdy potrzebny jest im wzrost gospodarczy. Był też za szybką i głęboką restrukturyzacją długu w Grecji i Irlandii. Niestety, MFW nie udało się przekonać pozostałych członków trojki.
Rozumiem, że wcieleniem zła w trojce jest Europejski Bank Centralny, który nie był tak agresywny, jak inne główne banki centralne.
Rzeczywiście, EBC nie dość agresywnie poluzował politykę pieniężną. Efektem jest zbyt silne euro. Ale to tylko jeden z błędów tej instytucji. Spośród członków trojki, to właśnie EBC najbardziej opierał się restrukturyzacji greckiego długu. To on doprowadził do tego, że Irlandia przerzuciła długi banków na barki obywateli. W większości epizodów kryzysu, EBC odegrał więc negatywną rolę, ale należą mu się słowa uznania za to, zdołał uspokoić rynki finansowe. Bez interwencji EBC na rynku obligacji, strefie euro groziłaby katastrofa.