Nie możemy nadal pozwalać, aby przemysł opuszczał Europę" – mówił niedawno A. Tajani, komisarz ds. przemysłu i przedsiębiorczości. „Europa na czele nowej rewolucji przemysłowej" – to jedno z haseł, jakie można dziś usłyszeć w Brukseli. UE dołącza do grona tych, którzy w uprzemysłowieniu widzą szansę na wzrost i tworzenie miejsc pracy.
Tylko czy w sytuacji, kiedy wszyscy na świecie chcą produkować i eksportować znajdą się tacy, którzy będą chcieli i mieli za co to kupić? Czy chęć odbudowania przemysłu we wszystkich krajach UE nie stoi w sprzeczności z procesami specjalizacji uruchomionymi przez integrację gospodarczą (w tym euro) i czy w związku z tym nie będzie raczej prowadzić do nieefektywności? Czy wreszcie pod hasłami reindustrializacji nie zaczną się kryć dążenia autarkiczne?
Aby uprzemysłowienie było korzystne dla Europy, potrzebne są: ochrona istniejącego już potencjału produkcyjnego (co w kontekście niektórych polityk – np. ekologicznej – nie jest wcale takie oczywiste) oraz taki rozwój przemysłu, który tworzył będzie sytuację „win-win" z punktu widzenia globalnej gospodarki. To drugie oznacza w praktyce tworzenie nowych produktów i rynków (w oparciu o innowacyjność), a tym samym nowych strumieni dochodów.
Nie będzie to możliwe bez stworzenia warunków do długofalowego inwestowania, czyli wyeliminowania czynnika niepewności odnoszącego się do strefy euro w przyszłości i nie chodzi tu jedynie o polityczne deklaracje, ale o wdrożenie niezbędnych rozwiązań instytucjonalnych.
Widać, że Unia dołącza do grona tych, którzy w uprzemysłowieniu widzą szansę na poprawę sytuacji