Europa goni za przemysłem

Nie będzie sukcesu programu reindustrializacji UE, póki decydenci nie potraktują jej krajów jako jednego organizmu gospodarczego – pisze dyrektor w Pekao, członek Rady Towarzystwa Ekonomistów Polskich.

Publikacja: 08.07.2013 01:20

Europa goni za przemysłem

Foto: Rzeczpospolita

Red

Nie możemy nadal pozwalać, aby przemysł opuszczał Europę" – mówił niedawno A. Tajani, komisarz ds. przemysłu i przedsiębiorczości. „Europa na czele nowej rewolucji przemysłowej" – to jedno z haseł, jakie można dziś usłyszeć w Brukseli. UE dołącza do grona tych, którzy w uprzemysłowieniu widzą szansę na wzrost i tworzenie miejsc pracy.

Tylko czy w sytuacji, kiedy wszyscy na świecie chcą produkować i eksportować znajdą się tacy, którzy będą chcieli i mieli za co to kupić? Czy chęć odbudowania przemysłu we wszystkich krajach UE nie stoi w sprzeczności z procesami specjalizacji uruchomionymi przez integrację gospodarczą (w tym euro) i czy w związku z tym nie będzie raczej prowadzić do nieefektywności? Czy wreszcie pod hasłami reindustrializacji nie zaczną się kryć dążenia autarkiczne?

Aby uprzemysłowienie było korzystne dla Europy, potrzebne są: ochrona istniejącego już potencjału produkcyjnego (co w kontekście niektórych polityk – np. ekologicznej – nie jest wcale takie oczywiste) oraz taki rozwój przemysłu, który tworzył będzie sytuację „win-win" z punktu widzenia globalnej gospodarki. To drugie oznacza w praktyce tworzenie nowych produktów i rynków (w oparciu o innowacyjność), a tym samym nowych strumieni dochodów.

Nie będzie to możliwe bez stworzenia warunków do długofalowego inwestowania, czyli wyeliminowania czynnika niepewności odnoszącego się do strefy euro w przyszłości i nie chodzi tu jedynie o polityczne deklaracje, ale o wdrożenie niezbędnych rozwiązań instytucjonalnych.

Widać, że Unia dołącza do grona tych, którzy w uprzemysłowieniu widzą szansę na poprawę sytuacji

Przemysł jest ważny

Percepcja problemów Europy z przemysłem bierze się w dużej mierze z jego nierównomiernego rozłożenia – jest go wciąż dużo na północnym wschodzie (udział przetwórstwa w PKB przekracza 20 proc.), a mało na południowym zachodzie (10–14 proc.). Ostatnia dekada przyniosła przyspieszenie procesu koncentracji. Było ono stymulowane procesami specjalizacji, będącymi następstwem pogłębiającej się integracji (w tym wprowadzenia euro) oraz otwarciem się UE na EŚW.

W przeciwieństwie do USA, Unia jako całość ma w miarę zbilansowaną wymianę handlową. Równocześnie niektóre jej kraje doświadczały w ostatnich latach znacznych deficytów, będących z jednej strony pochodną rosnących potrzeb importowych, a z drugiej stagnacji bazy wytwórczej.

Kryzys w dobitny sposób przypomniał, że posiadanie konkurencyjnego przemysłu jest jednym z kluczowych czynników decydujących o trwałości rozwoju gospodarczego. Przekłada się on bowiem na wiele istotnych wymiarów, w tym m.in. zdolność trwałego i bezpiecznego zapewniania poprzez eksport środków na zaspokajanie potrzeb importowych, zapewnienie odpowiedniej ilości miejsc pracy, dostarczenie środków na finansowanie inwestycji, możliwość uzyskiwania dochodów budżetowych, a tym samym realizacji różnorakich funkcji państwa.

Biorąc pod uwagę sytuację UE ma ona – jak się wydaje – dwie drogi: może dokonać swego rodzaju odwrotu od dotychczasowej specjalizacji, pójść pod prąd mechanizmów związanych z integracją i starać się odtworzyć w miarę równomierną strukturę przemysłu na terenie wszystkich krajów członkowskich lub zmienić perspektywę i zacząć postrzegać obszar UE jako jeden organizm gospodarczy, pozwalając tym samym na wykorzystanie mocnych stron poszczególnych krajów.

Gra o sumie zerowej

Dotychczasowe doświadczenia z reindustrializacją w Europie wydają się wskazywać na podążanie pierwszą z tych dróg. Pod największą presją odbudowy przemysłu znalazły się kraje południa, zmuszone do szybkiego wyeliminowania deficytu rachunku obrotów bieżących. Głównym narzędziem wykorzystywanym w tym procesie są obniżki płac mające służyć odtwarzaniu tradycyjnych sektorów przemysłowych. I choć niektórym (np. Hiszpanii) udało się w ostatnim czasie znacząco zwiększyć eksport towarów, to towarzyszy temu ograniczanie potencjału produkcyjnego – efekt spadku lokalnego popytu oraz likwidacji nadmiernych mocy w sektorach produkujących na rzecz budownictwa. Co więcej kierunki wzrostu eksportu wskazują, że ma on miejsce głównie na terenie UE, a więc potencjalnie zastępuje jedną produkcję unijną inną.

Te dotychczasowe doświadczenia dobrze obrazują wyzwania związane z taką wersją reindustrializacji. Potęguje je jeszcze to, że rozbudowywać przemysł chcą nie tylko Europejczycy, ale także Amerykanie, nie wspominając już o rzeszy krajów rozwijających się. Tymczasem globalny popyt pozostaje pod presją procesu oddłużania się konsumentów (a więc oszczędzania) w państwach o wysokiej sile nabywczej. Choć towarzyszy temu stopniowy rozwój klasy średniej w krajach wschodzących, to i tak nie uda się uniknąć wolnego tempa wzrostu globalnego popytu.

Koncerny mające otworzyć jakikolwiek zakład produkcyjny są dziś panami sytuacji. Mogą przebierać wśród chętnych oferujących atrakcyjne lokalizacje, niskie koszty (pracy, energii itp.), różne ulgi i przywileje. Prowadzi to do globalnej presji na obniżki płac i podwyżki podatków od konsumpcji (kompensujące ubytki w podatkach dochodowych), co z kolei potęguje negatywne efekty dla strony popytowe, nawet jeśli dostępne towary są nieco tańsze. W skrajnej sytuacji może prowadzić to do eskalacji globalnych praktyk protekcjonistycznych, których początki są już widoczne.

Próby produkowania wszystkiego u wszystkich i czynienia z każdego „czempiona innowacyjności" będą nieskuteczne

Tym bardziej że kraje posiadające duże sektory przemysłowe (Chiny, Korea, Japonia) wcale nie zamierzają się ich pozbywać. Wręcz przeciwnie, Chiny np. coraz agresywniej wchodzą w obszary produkcji jeszcze do niedawna zarezerwowane dla krajów rozwiniętych. Jeśli więc reindustrializacja ma się koncentrować na nowym podziale istniejącego dziś „ciastka", to globalnie będzie to w najlepszym razie gra o sumie zerowej, w najgorszym powtórka niebezpiecznych, autarkicznych tendencji z początku lat 30. minionego wieku.

W poszukiwaniu „win-win"

Biorąc pod uwagę kruchość globalnego popytu, podstawowym wymogiem wobec reindustrializacji musi być to, by sprzyjała ona tworzeniu nowych dochodów, nowej siły nabywczej. Zapewnia to uprzemysłowienie związane z nowymi produktami i obszarami, oparte na innowacyjności. Europa deklaruje, że docelowo chce iść tą drogą, ale z innowacyjnością w Europie jest trochę jak z samym przemysłem – jest ona bardzo nierównomiernie rozłożona, koncentrując się głównie na północy (kraje skandynawskie zaliczane są do globalnych liderów), jej brak jest natomiast silnie widoczny na południu i wschodzie.

Co więcej problemem Europy jest nie tylko niska innowacyjność wielu krajów, ale także – jak wskazują badania OECD – nieefektywny mechanizm realokacji zasobów (kapitału i pracy) do nowych, obiecujących obszarów i w rezultacie problemy z przejściem od fazy innowacji do masowego wdrożenia. Jest to pochodna rozbudowanej biurokracji, licznych wymogów, standardów i procedur. W efekcie nawet innowacyjne firmy są często spóźnione w dotarciu do rynku w stosunku do swoich globalnych konkurentów.

Jak pokazują to liczne analizy i badania, „wszczepienie" danej gospodarce genu innowacyjności jest kwestią niezmiernie złożoną. Nie jest to z pewnością coś, co da się – jak chcieliby brukselscy biurokraci – zadekretować (świadczy o tym los „Strategii Lizbońskiej"). W wymiarze praktycznym to złożona struktura, na którą składają się twarde (instytucje, system edukacji, środki na finansowanie), jak i miękkie elementy (np. nastawienie społeczeństwa do zmian).

Nie jest bowiem tak – jak mogłoby się wydawać – że innowacyjność wszyscy w społeczeństwie popierają. Innowacyjność to bowiem w dużej mierze chęć i gotowość kwestionowania „istniejącego stanu rzeczy" i cierpliwego czekania na rezultaty badań i inwestycji. Tymczasem znaczna część społeczeństwa europejskiego obawia się zmian (m.in. w kontekście ryzyka utraty pracy). Równocześnie na poziomie firm zmiana struktury „przeciętnego" akcjonariatu w kierunku inwestorów krótkoterminowych, nastawionych na szybki zysk i skoncentrowanych na „zwrocie z kapitału" nie sprzyja długoterminowym inwestycjom na badania i rozwój. Ci inwestorzy zainteresowani są wynikami tu i teraz, czemu raczej sprzyja „inżynieria finansowa", szczególnie w połączeniu z tanim pieniądzem, jaki wlewa się dziś do globalnej gospodarki.

Wydłużeniu perspektywy inwestycyjnej nie sprzyja również niepewność co do przyszłości strefy euro; trudno jest podejmować długofalowe decyzje, widząc brak zdecydowania polityków, odkładanie decyzji czy też brak konsekwentnego wdrażania uzgodnionych już działań.

W tych warunkach tworzenie innowacyjnej gospodarki tam, gdzie jej nie ma, to wyzwanie na lata. Nie ma też gwarancji sukcesu, o czym dobitnie świadczy fakt, że wiele krajów utknęło na tej drodze w tzw. pułapce średniego dochodu.

Szansa w różnorodności

Choć poszczególne kraje UE znajdują się w różnej sytuacji, jeśli chodzi o wielkość przemysłu i innowacyjność gospodarki, to patrząc z perspektywy całej Unii sytuacja nie jest wcale zła. Dzięki swej różnorodności może ona wciąż skutecznie konkurować w wielu różnych obszarach przemysłu. Potrzeba jednak zmiany perspektywy – przejścia od postrzegania UE jako zbioru gospodarek do postrzegania jej jako jednego organizmu. Wówczas widać bowiem, jak poszczególne elementy wzajemnie się uzupełniają. Kraje o niskich kosztach produkcji mogą odgrywać rolę zaplecza w tradycyjnych obszarach przetwórstwa. Z kolei te, które mają wbudowaną silną kulturę innowacyjności, mogą być motorem ekspansji w nowych obszarach. Próby produkowania wszystkiego u wszystkich i czynienia z każdego „czempiona innowacyjności" będą nieskuteczne.

Europa potrzebuje zmiany w podejściu do kwestii uprzemysłowienia – nie tyle „wspólnej polityki przemysłowej" i „wspólnej polityki innowacyjności" co polityki „wspólnotowego przemysłu", tak aby możliwe było wykorzystanie wszystkich mocnych jego stron i optymalne rozlokowanie poszczególnych klastrów. Ta zmiana powinna dotyczyć także wielu innych obszarów; np. w ramach polityki ekologicznej kluczowa powinna być perspektywa emisji wspólnotowej, a wtórna emisji przez konkretny kraj. Dzięki temu byłaby szansa na uchronienie Europy przed „wyciekaniem" kolejnych branż przy zachowaniu wspólnych ekologicznych celów.

Takie podejście wymaga również mechanizmu bilansowania tych krajów, które dziś wykazują przewagi komparatywne w usługach. Mechanizmy te mogłyby obejmować np. transfery na badania i rozwój w nowych, perspektywicznych obszarach tak, aby stopniowo cały europejski organizm gospodarczy ewaluował i stwarzał szanse rozwoju nowoczesnego przemysłu wszystkim krajom.

Kluczowe pytanie dotyczy tego, czy Europa ma już wystarczająco dużo do stracenia, aby podjąć rzeczywiste zmiany, czy też w haśle uprzemysłowienia bardziej chodzi o to, aby te zmiany udawać i w konsekwencji chronić status quo. Trudno wróżyć sukces, tak długo jak politycy nie mogą się zdecydować, czy strefa euro (patrząc szerzej UE) to zbiór oddzielnych organizmów posługujących się jedną walutą, czy też jeden organizm gospodarczy. Co gorsza niewłaściwe i/lub nadmierne koncentrowanie uwagi na przemyśle niesie ze sobą dodatkowo ryzyko zaniechań w pozostałych sektorach gospodarki, np. w zakresie tworzenia jednolitego rynku usług.

Nie możemy nadal pozwalać, aby przemysł opuszczał Europę" – mówił niedawno A. Tajani, komisarz ds. przemysłu i przedsiębiorczości. „Europa na czele nowej rewolucji przemysłowej" – to jedno z haseł, jakie można dziś usłyszeć w Brukseli. UE dołącza do grona tych, którzy w uprzemysłowieniu widzą szansę na wzrost i tworzenie miejsc pracy.

Tylko czy w sytuacji, kiedy wszyscy na świecie chcą produkować i eksportować znajdą się tacy, którzy będą chcieli i mieli za co to kupić? Czy chęć odbudowania przemysłu we wszystkich krajach UE nie stoi w sprzeczności z procesami specjalizacji uruchomionymi przez integrację gospodarczą (w tym euro) i czy w związku z tym nie będzie raczej prowadzić do nieefektywności? Czy wreszcie pod hasłami reindustrializacji nie zaczną się kryć dążenia autarkiczne?

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację