I raptem – zaskoczenie! Fed wcale nie zakończył swoich operacji zasilania rynku świeżo wydrukowanymi dolarami, a nawet dał do zrozumienia, że wcale nie jest pewne, czy zrobi to w ciągu najbliższych miesięcy. Wszystko zależeć będzie od tego, na ile trwały charakter będzie miała poprawa koniunktury w amerykańskiej gospodarce. Na razie bezrobocie pozostaje dość wysokie, a perspektywy jego spadku nie są pewne. Kiedy tylko na Wall Street usłyszano tę (obiektywnie niezbyt mile brzmiącą) ocenę, giełda radośnie poszybowała w górę.
O co właściwie w tym wszystkim chodzi? Dlaczego giełda reaguje z entuzjazmem na kiepskie oceny sytuacji gospodarczej, a z niepokojem obserwuje wszystkie sygnały świadczące o tym, że wraca normalność? Czyżby rację mieli klasycy marksizmu-leninizmu twierdzący, że kapitał najlepiej czuje się wtedy, gdy jest kryzys?
Bez przesady. Reakcje giełdy są wprawdzie dość perwersyjne, ale nie oznaczają, że dla inwestorów recesja jest lepsza od wzrostu. Chodzi raczej o krótkookresową rozbieżność interesów – Fed wolałby, aby powrócił stabilny wzrost, a tym samym szansa zakończenia procesu ryzykownego druku pieniądza, a giełda boi się, że na krótką metę oznaczałoby to koniec taniego pieniądza, a więc odwrót części kapitału z rynku i spadek cen akcji. Oczywiście tylko do czasu, aż poprawiające się perspektywy gospodarcze na dobre nie wywindowałyby w górę wyceny firm.
Druk pustego pieniądza przez Fed – działanie, które Amerykanie w nieco eufemistyczny sposób nazywają „luzowaniem ilościowym" – nie jest żadną normalnością. Jest działaniem nadzwyczajnym, prowadzonym od kilku lat ze względu na trwały kryzys, w którym znalazły się amerykańskie i światowe finanse. Nadmierne zadłużenie firm i gospodarstw domowych powoduje, że nie dokonują one normalnych zakupów, a więc pchają gospodarkę w stronę recesji. Fed uważa, że jeśli ludzie nie mają ochoty wydawać pieniędzy, rząd powinien zrobić to za nich – finansując swoje wydatki dodrukiem pieniądza. Do czasu, aż ludzie nie poczują się z tego powodu pewniej, nie zaczną na nowo kupować aut i nieruchomości, nie zaczną płacić większych podatków, które w przyszłości pomogą spłacić długi, zaciągane obecnie przez rząd.
Jest to działanie spektakularne, ale ryzykowne – nie wiemy, czy wydrukowane beztrosko pieniądze nie doprowadzą kiedyś do wybuchu globalnej inflacji. Dlatego właśnie Fed z jednej strony robi to zdecydowanie, ale jednocześnie z drugiej strony bardzo uważnie patrzy, czy nie ma aby szans, by owe ryzykowne działania zakończyć. Chwilowo takiej szansy najwyraźniej jeszcze nie widzi. Co powinno nas wszystkich w sumie martwić – ale giełdę wprawia w euforię!