Za piękne, żeby było prawdziwe

Wiele wskazuje na to, że gospodarka Stanów Zjednoczonych, która miała być motorem globalnego wzrostu w 2014 r., łapie zadyszkę. Na światowej gospodarce odbije się też ograniczanie polityki taniego pieniądza.

Publikacja: 31.01.2014 03:00

Za piękne, żeby było prawdziwe

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Tydzień temu Międzynarodowy Fundusz Walutowy podniósł prognozy rozwoju gospodarki światowej. Głównym powodem korekty w górę były lepsze od spodziewanych wyniki gospodarki amerykańskiej.

I to właśnie Stany Zjednoczone mają pociągnąć teraz gospodarkę całego świata. Tyle że szefowa MFW Christine Lagarde podkreśliła stanowczo: taka perspektywa będzie możliwa, jeżeli USA nie zdecydują się na wycofanie z polityki luzowania ilościowego (QE).

Na siłę gospodarki amerykańskiej wskazywały wzrost produkcji i powrót do USA miejsc pracy z krajów o taniej sile roboczej, między innymi z Chin. I do końca ubiegłego roku wydawało się, że wszystko idzie tak, jak miało iść. Ostatni kwartał 2013 r. gospodarka USA zakończyła 3,7-proc. wzrostem PKB, za cały rok ma to być 2,9 proc. Wskazywano także na pozytywną sytuację na rynku nieruchomości, spadające bezrobocie czy poprawę kondycji banków.

Nie brak jednak mniejszych optymistów, którzy sądzili, że to wszystko jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Bo może np. zdarzyć się sytuacja podobna jak październiku 2013 r., kiedy znów dojdzie do spięcia między demokratami i republikanami w kwestii podwyższenia pułapu zadłużenia, pata budżetowego i wstrzymania finansowania rządu federalnego.

Tymczasem, mimo ostrzeżeń MFW i ekonomistów, odchodzący prezes Rezerwy Federalnej Ben Bernanke zaczął zwijać QE, dwukrotnie zmniejszając po 10 mld dolarów miesięczne zakupy obligacji (do 65 mld dol.). Było oczywiste, że tak gwałtowna zmiana polityki pieniężnej natychmiast da sygnał krajom rozwijającym się, że koniec z łatwym pieniądzem, którego tak bardzo potrzebują. Jako pierwsze poczuły to Indie, Argentyna, Turcja i RPA, gdzie kondycja gospodarki jest w ogromnym stopniu uzależniona od napływu kapitału z zewnątrz, chociażby w celu sfinansowania deficytów na rachunku bieżącym. To dlatego właśnie w ostatnich dniach doszło do prawdziwego załamania kursów walut krajów zaliczanych do rynków wschodzących. Oberwało się przy okazji także polskiemu złotemu, który w ostatnich dniach znacząco się osłabił.

Nie ma wątpliwości, że bardziej zachowawcza polityka pieniężna w USA zwiększy atrakcyjność obligacji amerykańskich i popyt na nie będzie większy niż na papiery emitowane przez kraje rozwijające się. Nie ma więc co liczyć na to, że rynki wschodzące będą po USA „drugą nogą", na której stanie światowa gospodarka. Tym bardziej że i ta „pierwsza noga" wcale nie jest specjalnie stabilna.

Gospodarka amerykańska rozpędziła się w ostatnim kwartale 2013 głównie dzięki prywatnej konsumpcji i eksportowi (tani dolar). Teraz okazuje się, że na dalszy wzrost spożycia raczej liczyć nie można, bo płace są w stagnacji, a w grudniu gospodarka „wystrzeliła ze wszystkich dział", jak powiedział amerykański ekonomista John Ryding.

Pozostaje pytanie: co dalej? Czy same łupki, tania energia i ożywienie na rynku nieruchomości wystarczą do utrzymania tempa wzrostu prognozowanego przez MFW? Nie jest wykluczone, że ten grudniowy „wystrzał" był jednorazowym salutem. Bo wiadomo, że zamówienia w przemyśle nie są zachwycające, zapasy za to wysokie. Rozczarowują także wyniki finansowe największych korporacji. A inwestorów męczy pytanie, czy następczyni Bernankego równie ostro będzie hamowała QE. Jeśli tak, zawirowania na rynkach finansowych odczujemy jeszcze nieraz.

Tydzień temu Międzynarodowy Fundusz Walutowy podniósł prognozy rozwoju gospodarki światowej. Głównym powodem korekty w górę były lepsze od spodziewanych wyniki gospodarki amerykańskiej.

I to właśnie Stany Zjednoczone mają pociągnąć teraz gospodarkę całego świata. Tyle że szefowa MFW Christine Lagarde podkreśliła stanowczo: taka perspektywa będzie możliwa, jeżeli USA nie zdecydują się na wycofanie z polityki luzowania ilościowego (QE).

Pozostało 87% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację