To świadczy o atmosferze panującej na szczytach władzy w Rosji oraz o obawach jakie niesie za sobą groźba zachodnich sankcji.
Możemy krytykować Zachód za to, że nie broni Ukrainy wystarczająco skutecznie. Faktem jest, że w Europie przeciwko antyrosyjskim sankcjom działają silne grupy interesów. Sankcje te nie są na rękę ani Niemcom, ani Brytyjczykom, ani Francuzom. Słyszymy co jakiś czas ekspertów straszących nas wielkimi stratami jakie zachodnia gospodarka poniesie w wyniku ograniczenia relacji handlowych z Rosją. Straty rzeczywiście będą, ale mogą one okazać się dużo większe, jeśli Zachód nie wprowadzi sankcji i da przez to Rosji sygnał, że może ona robić z sąsiednimi państwami, co jej się żywnie podoba. Nie można dawać Kremlowi przyzwolenia na takie działania, zwłaszcza że szkodzą one również ożywieniu gospodarczemu w Europie.
Argumentem za sankcjami jest też niezwykle emocjonalna reakcja przedstawicieli rosyjskiej władzy na jakiekolwiek wzmianki o możliwych ekonomicznych obostrzeniach. A to zapowiadają, że znacjonalizują majątki zachodnich koncernów, a to chcą by rosyjskie firmy przestały spłacać kredyty amerykańskim bankom, a to snują plany budowy nowego systemu walutowego wspólnie z „partnerami z południa" (Armenią? Iranem?). To wszystko przypomina puste groźby Chruszczowa o rakietach balistycznych produkowanych w fabrykach równie masowo jak parówki. Taka reakcja Kremla jest najlepszym sygnałem wskazującym gdzie Zachód powienien uderzyć Rosję: po kieszeniach.