Otóż według Eurostatu rzesza zatrudnionych w najróżniejszych organach administracji publicznej w ciągu roku zwiększyła się o 25 tysięcy osób. Administracja zapewne musiała podjąć olbrzymi wysiłek, warunki były przecież skrajnie niesprzyjające: spowolnienie gospodarcze, powszechne cięcie kosztów, ogólna niechęć do tworzenia miejsc pracy. Jednak się udało.

Ale żarty na bok. Stan zatrudnienia w administracji publicznej wzrasta u nas w sposób w zasadzie nieprzerwany, bez oglądania się na zapewnienia kolejnych najważniejszych polityków w państwie o ograniczaniu tego procesu. Struktury administracyjne żyją swoim życiem, oferując jedne z najbardziej atrakcyjnych miejsc pracy w Polsce. Atrakcyjne dlatego, że bardzo dobrze płatne – pensje w sektorze prywatnym na stanowiskach na przykład średniego szczebla są od kilku do kilkudziesięciu procent niższe. Ale atrakcyjne przede wszystkim dlatego, że mało który urząd czy organ administracji publicznej przejmuje się jakąkolwiek efektywnością. Pensja się należy i już, podobnie zresztą jak premia. Niezależnie od tego, jakie rzeczywiste rezultaty przyniosło osiem godzin spędzonych w pracy.

Kółko się zamyka, w mało wydolnych urzędach zawsze będzie brakowało rąk do roboty. Chyba że nagle urzędnikom zabraknie zadań. Ale na to w Polsce, mimo chociażby rozwoju najnowszych technologii, zupełnie się nie zanosi. A przerośniętym strukturom administracji w to graj. Zawsze przecież trzeba uzasadnić własne istnienie.