Po pierwsze, warto mieć na uwadze, że raport jest historyczny, pokazuje nie, jakie koszty węgla są (jakkolwiek by je liczyć), ale jakie były w ostatnich latach, sięgając aż do roku 1990, kiedy polska gospodarka i polska energetyka były w zupełnie innym miejscu niż dziś. Na szczęście w wielu aspektach poszliśmy do przodu, choć może małymi krokami.
Po drugie, nie sposób nie zauważyć jednostronnego podejścia autorów do tzw. kosztów ukrytych. Bo niby dlaczego tylko węgiel jest odpowiedzialny za pogorszenie stanu zdrowia społeczeństwa i tylko jemu zostało to przeliczone na złotówki? A co z hałasem turbin wiatrowych, który przyprawia o ból głowy niejednego sąsiada farmy wiatrowej? A co ze śmiertelnością ptaków w wyniku zderzeń z wiatrakami? A co z oddziaływaniem na człowieka infradźwięków? Ile to kosztuje?
Może na odpowiedzi nie trzeba będzie długo czekać, jeśli przeciwnicy ekologicznych farm wiatrowych zlecą wykonanie naukowe raportu na ten temat. Albo mam lepszą propozycję. Zamiast pastwić się nad polskim górnictwem, które z powodu cen węgla jest dziś w dramatycznej sytuacji, warto się zastanowić, jak produkować energię w Polsce jak najtaniej, ale z troską o środowisko. Nie musimy wybierać między wiatrakami albo elektrownią węglową. Na szczęście są już dziś dostępne nowoczesne technologie, które obniżają negatywne efekty spalania węgla. Na szczęście mamy ten własny surowiec, który daje nam choć namiastkę poczucia bezpieczeństwa energetycznego.
Wiem, problemów jest wiele – emerytury górnicze, silne związki zawodowe... Ale błagam, nie wylewajmy dziecka z kąpielą.