Upłynęło już trochę czasu od aneksji Krymu, przemówienia Putina i wprowadzenia sankcji przez USA i Unię Europejską. Ocena realnej skuteczności wprowadzonych restrykcji jest jednoznaczna: eksperci mówią, że są „symboliczne", a premier Cimoszewicz, że „żenujące". Wielkie słowa o „zdecydowanym działaniu" ze strony polityków polskich i europejskich zderzyły się z rzeczywistością. Ani Polska, ani Unia Europejska nie posiadają prawdziwych narzędzi pozwalających na działanie w takiej sytuacji.
Niejako w odpowiedzi na sankcje ze strony państw Zachodu w ostatnich dniach Gazprom podwyższył cenę gazu dla Ukrainy o 80 proc. Potwierdził w ten sposób, że zdaje sobie sprawę, co jest piętą achillesową Europy i Polski – uzależnienie od importowanej ropy i gazu.
Import gazu z USA ?nie pomoże
Obecnie ok. 30 proc. gazu i ropy importowanej do Unii Europejskiej pochodzi z Rosji. Co będzie zaskoczeniem dla wielu, Rosja stała się też w 2006 głównym eksporterem węgla kamiennego do Unii Europejskiej, przekraczając poziom 30 proc. w 2010 roku. W Polsce sytuacja jest o wiele gorsza. Według danych GUS w 2012 r. blisko 80 proc. zużywanego w Polsce gazu pochodziło z Rosji, co kosztowało nas ok. 17 mld zł. Współczynnik uzależnienia był jeszcze gorszy w przypadku ropy naftowej i wynosił 95,5 proc., co dawało równowartość ponad 60 mld zł. Łącznie import paliw płynnych z Rosji kosztował nas więc blisko 80 mld zł. Dla porównania, wydatki materiałowe na siły zbrojne wynoszą 8 mld zł. Jest dla mnie niepojęte, jak rządy krajów wschodniej Europy mogły dopuścić do tak znacznego uzależnienia, sięgającego w niektórych przypadkach 100 proc.
W obecnej sytuacji jedyną mantrą, na którą stać polityków głównych partii w Polsce, jest „natychmiastowa dywersyfikacja". PO chwali się, ile gazociągów zbudowano za jej rządów, a PiS oskarża o opóźnienie w budowie gazoportu. Widać jak na dłoni, że dla obecnej klasy politycznej jedynym rozwiązaniem dla „gazu z Rosji" jest gaz z innego miejsca na świecie, najlepiej amerykański gaz z łupków. Nikt przy tym nie pyta: czy to rzeczywiście jest możliwe? Czy tzw. dane fundamentalne potwierdzają możliwość stabilnych dostaw z USA czy innych źródeł?
Otóż nie potwierdzają. Rzut oka choćby na dane firmy BP pokazuje, że twierdzenia o Ameryce będącej nową Arabią Saudyjską nie mają żadnego pokrycia w faktach. W 2012 r. Rosja produkowała 10,6 mln baryłek ropy dziennie, eksportując 7,4 mln. Stany Zjednoczone produkowały 8,9 mln, ale konsumowały 18,5 mln baryłek dziennie, będąc de facto importerem ropy na ogromną skalę. Nawet gdyby USA były w stanie podwoić swoją produkcję, co jest praktycznie niemożliwe, nadal byłyby importerem ropy.