Rz: Kim był pan w czerwcu 1989 roku?
Jacek Socha:
Byłem wtedy pracownikiem Instytutu Nauk Ekonomicznych Polskiej Akademii Nauk (INE PAN). Zajmowałem się sprawami, które nie miały nic wspólnego z rynkiem kapitałowym, ale w teorii ekonomii były ważne – jak inflacja i bezrobocie. Po wyborach byłem zaskoczony, że nasza rzeczywistość tak szybko się zmienia. Myślałem, że to będzie ślamazarna droga, tym bardziej że po Okrągłym Stole w nowym parlamencie 65 proc. stanowili komuniści. A tu okazało się, że Czesław Kiszczak (komunistyczny szef MSW – red.) nie jest zdolny skompletować rządu, i pojawił się Tadeusz Mazowiecki. Wiedziałem, że w INE PAN już nie zostanę. Moja kariera naukowca dobiegła końca. Widziałem się w nowej roli. Jakiej? Nie miałem, tak jak wielu Polaków, jasnej wizji. Brakowało mi doświadczenia korporacyjnego, a moja wiedza o działaniu gospodarki była ogólna. Choć studia ekonomiczne wybrałem dość przypadkowo, to w 1989 r. stwierdziłem, że jednak chcę pracować jako ekonomista. Zacząłem się uczyć czegoś nowego.
Jak pan ocenia 25-lecie: