Co warte są obietnice rządu

Rząd podniósł akcyzę na alkohol i dostał mniej pieniędzy z tego podatku. Dziwne? Ani trochę!

Publikacja: 29.08.2014 06:58

Elżbieta Glapiak

Elżbieta Glapiak

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Wystarczy spojrzeć wstecz i zaobserwować, co działo się z wpływami budżetowymi, gdy politycy próbowali majstrować przy podatkach – wpływy momentalnie topniały.

Nie znaczy to, że mniej kupowaliśmy, spożywaliśmy czy pracowaliśmy. W okresie spowolnienia, gdy firmy musiały obniżać koszty i szykowały się zwolnienia, pierwsze, co zaproponowano pracownikom, to przejście na samozatrudnienie albo zgoda na gorsze warunki zatrudnienia. Liczba pracowników pozostawała taka sama, ale pracodawcę mniej kosztowała niż wcześniej. Pogorszyło się za to, i to czasami bardzo, pracownikom.

Państwo też dostało mniej z podatków, ale nie zrobiło też nic, aby było inaczej. Nie pochyliło się nad kosztami pracy, nie zaproponowało rozwiązań, które każdej ze stron pomogłyby w miarę bezboleśnie przetrwać gorszy okres.

W przypadku alkoholu jest tak samo – wzrost akcyzy spowodował wzrost ceny, nie każdego więc stać na wyskokowy trunek, ale to nie znaczy, że przestaje pić. Sięga po piwo, własnoręcznie wykonane nalewki albo, co gorsza, podróbki. Wydaje może mniej, ale czasami na gorszy jakościowo towar. Skutek jest taki, że tracą producenci uczciwie odprowadzający podatki, traci budżet państwa, bo mniejsza sprzedaż przekłada się na mniejsze zyski z podatków.

Ręce zaciera za to szara strefa, która rośnie jak na drożdżach dzięki chałupniczej produkcji i przemytowi. Rynek nie znosi próżni i jeśli w jednym kanale ktoś rzuci kłody pod nogi, od razu uruchamia się inny – może mniej wygodny, ale za to zyskowny. Tyle tylko że z takich zysków budżet się nie naje.

Może więc warto raz, na próbę, obniżyć jakieś podatki i zobaczyć, jak zareaguje konsument? Nie na darmo jedna z sieci handlowych notorycznie powtarza akcję „Weekend bez VAT". Widocznie jej się to opłaca. A zacząć proponuję właśnie od obniżenia VAT, tym bardziej że dawno, dawno temu rząd nam to obiecał.

Wystarczy spojrzeć wstecz i zaobserwować, co działo się z wpływami budżetowymi, gdy politycy próbowali majstrować przy podatkach – wpływy momentalnie topniały.

Nie znaczy to, że mniej kupowaliśmy, spożywaliśmy czy pracowaliśmy. W okresie spowolnienia, gdy firmy musiały obniżać koszty i szykowały się zwolnienia, pierwsze, co zaproponowano pracownikom, to przejście na samozatrudnienie albo zgoda na gorsze warunki zatrudnienia. Liczba pracowników pozostawała taka sama, ale pracodawcę mniej kosztowała niż wcześniej. Pogorszyło się za to, i to czasami bardzo, pracownikom.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację