Wyraźnie widać, że już samo ich istnienie stało się wyrzutem sumienia dla rządu i dowodem na to, że jego polityka gospodarcza nie była pasmem sukcesów. Gdyby nie to, że OFE stabilizują giełdę, prawdopodobnie dawno zostałyby zlikwidowane. Teraz rząd musi tylko poczekać, aż zawirowania na rynkach finansowych tak zatrzęsą giełdą, że ostatni zwolennicy OFE przeniosą się ze swoimi składkami do ZUS.

Właśnie zaczął się trzeci etap likwidacji OFE. W pierwszym zabrano im połowę majątku przyszłych emerytów (ponad 150 mld zł). Nieco później w atmosferze państwowej propagandy pozbawiono je 85 proc. członków płacących składki. Teraz zaczął działać suwak, czyli proces stopniowego zabierania do ZUS pieniędzy zgromadzonych w OFE.

Kolejnym etapem będzie zmniejszanie się funduszy. Pozostało w nich bowiem zbyt mało członków, by ich składki mogły rekompensować działanie suwaka. Proces ten będzie się nasilał, bo suwak będzie pochłaniał coraz większe kwoty. A gdy OFE będą słabły, pogarszać się będzie również koniunktura giełdowa. Wraz z nią pogarszać się będą wyniki OFE. Wystarczy silniejsze wahnięcie kursów, a zacznie się wielka ucieczka do ZUS i fundusze przejdą do historii. Pozostanie tylko rosnący deficyt w ZUS.

Po tej historii tchórzostwa i braku wizji naszych polityków (nie tylko PO) pozostaną jednak ślady. Nie myślę nawet o naszej słabnącej giełdzie czy kłopotach firm z pozyskaniem kapitału, którego źródłem były fundusze. Najważniejsze jest to, że politycy pokazali, co naprawdę myślą o aspiracjach swoich wyborców. Pozostawiono OFE w najbardziej ryzykownym kształcie, nienadającym się do długoterminowego oszczędzania. Nie dano im najmniejszych szans przetrwania, nawet w skarlałej formie. Zostały za to możliwości manipulowania emeryturami z ZUS (z czego premier Tusk skorzystał już dwa razy) i rachunek, który zapłacą następne pokolenia.