Przełom roku to czas podsumowań. W Rosji media publikują swoje listy dziesięciu najważniejszych wydarzeń 2014 roku. W większości na czele jest tzw. „ukraiński kryzys". Rosjanie mianem tym określają „przewrót z 22 lutego" czyli wyrzucenie prorosyjskiego Janukowycza i jego ludzi nie tylko z siedziby rządu, ale i z Ukrainy. Ale także to co zdarzyło się potem, a o czym się pisze jako o „siłowej operacji skierowanej przeciwko mieszkańcom Donbasu, niezadowolonych ze zmiany władzy w kraju".
Ta operacja miała doprowadzić do zajęcia przez Rosjan Krymu i przyłączenia go do federacji (tłumaczone to jest w stylu „nie chcem, ale muszem"), jak również do ciągłego wspierania separatystów (o czym już się nie wspomina). To wydarzenie pociągnęło za sobą szereg innych, które zajmują czołowe miejsca w rosyjskich zestawieniach, m.in. sankcje Zachodu i zawał rubla. Na mojej liście osobistej na czele jest co innego: klęska największej zagranicznej rosyjskiej inwestycji w Europie czyli Gazociągu Południowego. To wydarzenie bez precedensu. Inwestycja międzynarodowa, przygotowywana i uzgadniania latami, budowana od roku, kosztowna wielce (wg. różnych źródeł to 23,5 mld euro do 55 mld dol.), nagle zostaje definitywnie przerwana. Nie pamiętam niczego podobnego. Ten projekt nie miał konkurencji, bo Unia zrezygnowała z Nabucco omijającego Rosję; miał przyszłość, bo na dziesięciolecia wiązał Unię z dostawami rosyjskimi, o co Kreml bardzo zabiegał. I nagle ciach i po gazociągu. Dla mnie to przede wszystkim wygrana tych wszystkich unijnych decydentów (w tym polskich), którzy ostrzegali przed South Stream i nawoływali do jedności w sprawie bezpieczeństwa energetycznego Europy. To tryumf zmiany myślenia Brukseli, która uświadomiła sobie zagrożenia. To wreszcie szansa na wspólny europejski gazociąg, który ominie Rosję, tłocząc gaz z Turkmenistanu i Azerbejdżanu, gdzie także go nie brakuje.
Numerem drugim jest u mnie całkowita zmiana ukraińskiego podejścia do zakupów gazu. To oczywiście pochodna gazowego konfliktu nowych władz w Kijowie z Rosją i sztywnej postawy Kremla w sprawie ceny. Dzięki temu (właśnie te słowa tu pasują) Kijów zaczął szukać innych źródeł gazu, ruszył rewers z Polski, Węgier i Słowacji; zakupy LNG i wreszcie podwyżka cen na krajowym rynku. To wszystko, podobnie jak w punkcie pierwszy, to zmiana nie tylko biznesowa, ale przede wszystkim mentalna. Jeszcze osiem lat temu Ukraina była największym klientem Gazpromu i rocznie kupowała ponad 56 mld m3 rosyjskiego błękitnego paliwa. Ile kupiła w 2014 r? Pięć razy mniej i dała sobie radę.
Na trzeciej pozycji jest u mnie gwałtowny spadek cen ropy na świecie. Rosjanie zupełnie nie spodziewali się, że OPEC tak zdecydowanie i radykalnie ograniczy wydobycie. Rosja straciła na tym najbardziej; budżet z dodatniego przeszedł w deficytowy, a przyszły rok to już będzie recesja, którą głoszą nawet rosyjskie władze. Tu także mamy mentalny aspekt. Liderzy OPEC świadomie odłożyli na bok większe zyski.
Na czwarty miejscu mojej listy jest rosyjskie embargo na żywność z Unii, USA, Australii i Norwegii. To uderzenie we własne piersi, którego zapewne autorzy tego świetnego pomysłu się nie spodziewali. Embargo zaowocowało dwucyfrową inflacją, uświadamiając Rosjanom jak bardzo półki w ich sklepach są uzależnione od zakupów za granicą i jak trudno import zastąpić produkcją własną.