W piątek amerykańskie władze ogłosiły strategię bezpieczeństwa na 2015 rok. Znalazło się w niej też kilka odniesień do naszej części świata. Amerykanie zaniepokoili się „pogłębiającą się zależnością Europy od rosyjskiego gazu ziemnego i zamiarami Rosji wykorzystania energetyki do celów politycznych".
Dziwne to stwierdzenie, sugerujące, że Waszyngton dopiero teraz dostrzegł coś, co ma miejsce w Europie od dawna. W 2009 r gdy Gazprom zakręcił na dwa tygodnie kurek przy wcale nie lekkiej zimie, reakcji amerykańskich władz nie było żadnej.
Teraz Amerykanie chcą wspólnie z Unią pracować nad osłabieniem rosyjskich ambicji. Stany są też gotowe przyśpieszyć eksport swojego gazu skroplonego na teren Unii, choć oficjalnie miał ruszyć w 2017 r. Stawiają na różnicowanie rodzajów paliw, źródeł dostaw i kierunków a także inwestycje w zasoby krajowe.
Większa oferta gazowa, to oczywiście większa konkurencja, a co za tym idzie, bardziej konkurencyjne (czytaj - niższe) ceny. Tylko czy rzeczywiście gaz, który dotrze do nas zza wielkiej wody będzie tańszy od rosyjskiego?
Coraz częściej pojawiają się głosy, że wcale tańszy być nie musi. To że w USA kosztuje ok. 100-120 dol./1000 m3, nie oznacza, że tyle zapłacą zagraniczni klienci. Rosyjski gaz w Rosji też kosztuje ok. 100 dol..