Kolejne badania firm z branży HR pokazują, że pracodawcy coraz odważniej składają deklaracje o wzroście zatrudnienia. W dodatku, jak dowodzą statystyki dotyczące bezrobocia, spora część firm wprowadza te deklaracje w życie.

Wprawdzie trudno na razie mówić w Polsce o tzw. rynku pracownika – w większości branż – to pracodawcy dyktują warunki współpracy, ale widać, że coraz chętniej idą na rękę kandydatom do pracy. Tym bardziej że poprawa koniunktury w ostatnich latach sprawiła, że firmom łatwiej jest przełknąć większe koszty osobowe, w tym koszty podwyżek płac, na które pracodawcy też się chętniej teraz godzą.

Dlaczego więc tak wolno maleje szara strefa w zatrudnieniu? Pierwsza nasuwa się odpowiedź, że to kwestia przyzwyczajenia: jeśli część pracowników i firm od lat praktykuje taką formę pracy, to trzeba naprawdę dużej poprawy w gospodarce, by taką praktykę chcieli zmienić. Tym bardziej, że praca na czarno wydaje się finansowo opłacalna dla obu stron. W rzeczywistości świadczy jednak o bardzo słabej pozycji pracownika zdanego na uczciwość i dobrą wolę pracodawcy. Jako zajęcie w pełnym wymiarze godzin bardzo rzadko jest inicjatywą kandydata do pracy. Nie zapewnia bowiem tak pożądanej przez Polaków stabilności zatrudnienia, którą niezależnie od wykształcenia, wieku czy specjalizacji wymieniamy w badaniach jako jedną z głównych cech dobrego miejsca pracy. Nie do końca przekonują mnie powtarzane od lat opinie przedstawicieli pracodawców obarczające całą winą sztywne regulacje rynku pracy.

W ostatnich latach przybyło przecież rozwiązań (w tym agencji zatrudnienia, usług HR), które pomagają legalnie ominąć te utrudnienia. Są jednak droższe niż pensja wypłacana pod stołem, a dla sporej liczby przedsiębiorców głównym celem jest szybki zysk. Zabiegając więc o złagodzenie sztywnych przepisów, warto, żeby przedsiębiorcy zwrócili też uwagę na etykę w swoim biznesowym otoczeniu.