Gdzie? W zwyrodniałych reżimach Korei Północnej, Kuby, Zimbabwe? Nie, nad Wisłą.
Jak bowiem inaczej opisać sytuację, w której urzędnicy tworzą nieskończenie skomplikowane prawo, a wątpliwości pojawiające się przy jego interpretacji nie rozstrzygają na korzyść podatnika, lecz w taki sposób, by owego podatnika pogrążyć? Czyż nie jest to przejaw wynaturzonego państwa, które zamiast dbać o obywateli, traktuje ich jak kolonialne władze podbijane ludy? Czy nie jest to dla urzędników sygnał, że nie warto upraszczać przepisów? Bo i po co, skoro ich skomplikowanie daje im nieograniczoną władzę? Ale czy w ten sposób nie tworzy się systemu korupcji? Czy nie wypycha obywateli na emigrację?
Dobrze więc, że coraz więcej środowisk protestuje przeciw tej praktyce. Dziś w „Rzeczpospolitej" piszemy o akcji Pracodawców RP „Wyrwij bat fiskusowi". Domagają się oni jak najszybszego uchwalenia projektu ustawy, który przywraca normalność opisaną rzymską maksymą in dubio pro tributario. Chodzi o rzecz podstawową – domniemanie niewinności i interpretowanie niejasności na korzyść obywatela. Zgłosił go do Sejmu prezydent Bronisław Komorowski. W ubiegłym tygodniu tę propozycję poparła m.in. Fundacja FOR, a Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, w liście otwartym do premier Ewy Kopacz apelował, by „pogoniła do roboty swoich ściemniaczy", którzy „rozpętali zakulisową histerię przeciw tej noweli (...), bo doprowadzi ona do upadku państwa".
Stosunek do tych zmian będzie dla rządu nie tylko testem jego wiarygodności – przypomnijmy, że podczas swojego exposé premier Ewa Kopacz mówiła, że prawo ma służyć 99 proc. uczciwych obywateli. Pokaże też, jak rząd traktuje obywateli – jak bezmyślne pionki w politycznej układance czy jak ludzi, którym służy.