Władimir Putin zapewnił dziś greckiego premiera Aleksisa Ciprasa, że temat udziału Grecji w projekcie gazociągu Turecki Potok jest „rozważany", choć konkretów jeszcze nie ma. Dodał bez ogródek, że piłka jest po stronie greckiej i to tylko od Aten zależy czy zostaną przyjęte do klubu inwestorów projektu. A tan zdaniem Putina, podniesie status geopolityczny Grecji, zrobi z niej kraj tranzytowy a co za tym idzie da zarobić i to nie mało.
To ciekawe postawienie sprawy, z którego jasno wynika, że nic Grecy nie dostaną w Moskwie za darmo, a cena chwilowego załatania mniejszych dziur w finansach państwa, może być bardzo wysoka.
Grecja jest dla Rosji niewielkim rynkiem energetycznym. Gazu tam Gazprom sprzedaje mniej niż dla Litwy. Są jednak w Grecji aktywa dużo bardziej ciekawe dla Moskwy, a co ważne jest to moment, kiedy może je dostać za bezcen. Grecy już zaprosili Rosjan do poszukiwań ropy i gazu na obiecujących złożach Morza Jońskiego i Krety. Dopuścili firmy rosyjskie do przetargów dotąd dostępnych tylko dla członków Unii.
Mamiąc więc Greków udziałem w projekcie, w którym dotąd faworytem była historycznie wroga Grecji Turcja, Rosja rozgrywa greckie nadzieje na swoją korzyść. Marchewka wprawdzie się pojawia, ale jest tak odległa, że Grecja może do niej nie dobiec.
Na razie nowy grecki premier uczy się, jak przeżyć wśród największych politycznych żarłaczy. W Moskwie zapowiedział, że rosyjski gazociągu „zapewni krajowi bezpieczeństwo energetyczne zgodne z prawem tak samej Grecji jak i Unii".