Przeciwnego zdania jest garstka nudnych ekonomistów, których nietrudno przegłosować.
Jak to jest z wiekiem emerytalnym, koniecznością jego zmian i niewyobrażalną pracą „do śmierci"? Jest to mieszanina kłamstwa i prawdy. Kłamstwa dlatego, że przesunięcie wieku emerytalnego do 67 lat nie oznacza wcale pracy do śmierci. Obecnie Polak, który dożył tego wieku, ma przed sobą kilkanaście lat życia (Polka około 20). To właśnie wydłużająca się przeciętna długość życia (tylko w ciągu ostatnich 20 lat – o trzy lata) powoduje, że z systemem emerytalnym trzeba coś zrobić – albo Polacy muszą się pogodzić z dłuższą pracą, albo z jeszcze niższymi emeryturami.
Przypomnę też, że ów wymarzony wiek emerytalny 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn ustalono wiek temu, kiedy ludzie żyli o 20 lat krócej niż dziś, a cały system dawało się utrzymać do tej pory w jako takim stanie (tzn. bez drastycznego spadku relacji emerytur do płac) tylko dlatego, że przez całe dziesięciolecia liczba pracowników rosła szybciej niż liczba emerytów. W pewnym sensie była to więc piramida finansowa: coraz więcej ludzi wpłacało do puli. Teraz jest i będzie odwrotnie – sorry, taką mamy demografię.
Jednocześnie w protestach jest spore ziarno prawdy. Nie chodzi przecież o to, by ludzie nie dostawali przed 67. rokiem życia emerytur, ale o to, by dłużej pracowali! Innymi słowy, by była dla nich praca. Koronnym argumentem związków zawodowych przeciw przesuwaniu wieku przechodzenia na emeryturę jest to, że może nie być dla nich pracy. Jest to prawda na dzień dzisiejszy – mamy wciąż w Polsce spore bezrobocie, choć specjaliści od rynku pracy twierdzą, że jego znaczna część ma charakter strukturalny – nie tyle nie ma dla wszystkich pracy, ile raczej pewna część szukających pracy nie ma odpowiednich kwalifikacji i dlatego pracy znaleźć nie może.
Nie ma też jednak wątpliwości, że przy lepiej działającej edukacji, sprawniejszym pośrednictwie pracy, większej dbałości o to, by wzrost gospodarczy przekładał się na miejsca pracy (w Skandynawii nazywa się to polityką „flexicurity"), bezrobocie w Polsce mogłoby być znacznie niższe. Zwłaszcza że liczba Polaków w wieku produkcyjnym będzie w najbliższych dekadach spadała (nawet jeśli uda się powstrzymać falę emigracyjną) – a to szybko może zmienić nas w kraj niedoboru rąk do pracy.