Firmy te, choć same realizują kosztowne inwestycje – w nowe moce wytwórcze, w modernizację przestarzałych elektrowni czy w poprawę jakości dostaw prądu, muszą dziś szukać w swoich budżetach pieniędzy na ratowanie przed bankructwem Kompanii Węglowej.

Sama integracja energetyki z kopalniami węgla ma sens, bowiem elektrownie zyskują w ten sposób dostęp do własnych źródeł surowca. Problem polega jednak na tym, że większość polskich kopalń jest dziś niekonkurencyjna wobec taniego węgla z importu, a dodatkowo eksperci nie są pewni, czy wszystkie je uda się wyprowadzić na prostą. Zakładem, który w 2014 r. znalazł się w trójce najgorszych kompanijnych kopalń pod względem osiągniętych wyników, są Brzeszcze, które mają trafić do Tauronu. Tylko od stycznia do listopada strata operacyjna tej kopalni sięgała 229,6 mln zł. Brzeszcze zanotowały jednocześnie najgorszy wynik przypadający na gigadżul energii zawartej w tonie węgla (-14,23 zł/GJ).

Ale to właśnie zdobycie inwestora dla tej kopalni polski rząd obiecał związkom zawodowym w trakcie ostatnich górniczych protestów. Nie przez przypadek to wtedy Tauron oficjalnie ogłosił, że jest zainteresowany kopalnią. Ile pieniędzy będzie musiał wyłożyć, by ją uczynić zyskowną, i czy sukces w ogóle jest możliwy – czas pokaże. Jednak już dziś trudno oprzeć się wrażeniu, że rząd, przyparty do muru przez górniczych związkowców, podrzuca Tauronowi zgniłe jajo.

Zresztą nie tylko Tauronowi, bo na tworzenie tzw. Nowej Kompanii Węglowej zrzucą się zapewne pozostałe spółki energetyczene. A potrzeba co najmniej, bagatela, 1,5–1,6 mld zł. Z tym że Nowa Kompania ogłosiła ambitny biznesplan na najbliższe lata, a o perspektywach kopalni Brzeszcze nie wiemy nic.