Najpierw premier Donald Tusk w duecie z wicepremierem Jackiem Rostowskim rozmontowali napędzające ją otwarte fundusze emerytalne, a teraz obie największe partie zamierzają mocno uderzyć po kieszeni banki, których akcje mają znaczący udział w indeksach GPW. Skoro analitycy zalecają sprzedaż akcji tych instytucji, bo przewidują spadek ich cen mniej więcej o połowę, to nie ma wątpliwości, że odbije się to na poziomie WIG i WIG20. Czyli czeka nas kolejny rok, w którym indeksy naszego rynku będą stały w miejscu (w optymistycznym wariancie), podczas gdy na innych giełdach będą się piąć w górę.

Analitycy pracowicie liczą wpływ różnych wariantów przewalutowania kredytów hipotecznych udzielonych we frankach szwajcarskich. A bankowcy ostrzegają, że drenowanie ich instytucji w imię realizacji populistycznych haseł przedwyborczych może się skończyć źle dla gospodarki. Rzeczywiście, gdyby straty wynikające z przewalutowania istotnie zmniejszyły kapitały banków, to zarazem spadłyby możliwości udzielania przez nie kredytów firmom i rodzinom. A trudno sobie wyobrazić gospodarkę bez finansowania kredytami.

Oczywiście w toku kampanii wyborczej nie ma co liczyć na rozwagę polityków. Pozostaje mieć nadzieję, że jak zwykle po objęciu władzy szybko zapomną o głoszonych hasłach albo stwierdzą, że mówiąc o czymś, mieli na myśli coś zupełnie innego. Warto tu przypomnieć przykład hołubionego przez polską prawicę premiera Węgier Viktora Orbana, którym tamtejsi bankierzy długo straszyli swoich europejskich kolegów. Orban też obiecał wyborcom korzystne przewalutowanie kredytów frankowych, a w końcu zrealizował taki jego wariant, który wielkich szkód bankom nie wyrządził.