Czy progresiści potrafią to zrozumieć

Jeśli utrzymujesz, że długi trzeba oddawać, a reguły muszą być przestrzegane, bo tworzą ład, to znaczy, że jesteś, bracie, dinozaurem, ordoliberałem i w ogóle nie rozumiesz złożonej natury dzisiejszego świata – pisze ekonomista.

Publikacja: 20.07.2015 21:00

Janusz Jankowiak

Janusz Jankowiak

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Dla progresistów nadrzędne są elastyczność i solidarność. Elastyczność w podejściu do reguł. Solidarność przy braniu na barki przez podatnika cudzych zobowiązań. Grecja narobiła długów. Trzeba je Grekom darować. Bo przecież obie strony są winne: ci, co dawali, i ci, co brali (patrz: Grzegorz Kołodko, „Koń troj(k)ański", 16 lipca; „Syrizy sposób na kryzys", 9 czerwca; publikacje w „Rzeczpospolitej" – przyp. red.). A tak w ogóle, to winne jest samo euro, bo to ono doprowadziło Grecję na skraj przepaści.

Nie można robić z Grecji protektoratu. To dumny naród. Z demokratycznie wybranym rządem. Suwerenny w swoich decyzjach. Dlatego trzeba powściągliwości w narzucaniu im reform. Kontrola wykorzystania środków pomocowych musi być dyskretna. A darowanie długów jest niezbędne. Nam Polakom też przecież darowali. Żeby nas nie zadławić. Niemcy z Grecją przesadzili. Francuzi i Włosi lepiej rozumieją, na czym polega interes zintegrowanej Europy. I tak dalej...

Powiem szczerze: nie mogę już tego słuchać. Nie mogę ze spokojem znosić dzisiejszych późnych popłuczyn po Bernardzie Connollym, który 20 lat temu, na długo przed uruchomieniem projektu euro, „odkrył" z hukiem (zwielokrotnionym zwolnieniem go z pracy w Komisji Europejskiej „za poglądy") wady „gnijącego serca Europy". Kryzys wpisany jest w euro, bo prowokuje ono międzyokresowe przesunięcie popytu z okresów późniejszych na bieżące, a tym samym tworzy bąble na aktywach, wywołuje boom konsumpcyjny, prowadzi do niekontrolowanego wzrostu zadłużenia. Boom przechodzi w ostrą recesję, kiedy popyt gaśnie w wyniku dostosowania fiskalnego lub wraz ze spóźnionymi podwyżkami stóp procentowych. I tak właśnie poległa Grecja.

Koń by się uśmiał. Już lata temu w odpowiedzi na pamflet Connolly'ego wielu ekonomistów przypominało, że na krajowe policy mix składa się polityka monetarna i fiskalna. Za tę pierwszą przestają odpowiadać władze lokalne. Ale nikt nie zwolnił ich z odpowiedzialności za politykę fiskalną, która w projekcie euro pozostaje wciąż domeną suwerennych państw. Grecja znalazła się tu, gdzie dziś jest, nie za sprawą fundamentalnych i niedających się usunąć wad euro, ale za sprawą rudymentarnych, trwających latami nadużyć w autonomicznej polityce fiskalnej. Nieszczęście polega na tym, że były one tak długo tolerowane, że traktatowe zapisy, wytyczające granice stymulacji fiskalnej, były deptane, a zabezpieczenia omijane. Braki instytucjonalne z mozołem i opóźnieniem są nadrabiane dopiero w dzisiejszym kryzysie.

Gdyby Grecja była poza strefą euro – utrzymują progresiści – znalazłaby się w o niebo lepszej sytuacji, bo nadmierny popyt i przyrost zadłużenia zostałyby wcześniej stłumione przez deprecjację rodzimej waluty. Konkurencyjna dewaluacja jest instrumentem polityki antycyklicznej. To prawda. Działa w krótkim okresie korzystnie na nominalną dynamikę PKB. Ale tylko w przypadku, kiedy mamy do czynienia z szokami antysymetrycznymi. Przypadek strefy euro to jednak klasyk wstrząsu symetrycznego. Na dodatek nie mamy tu do czynienia z recesją cykliczną, ale z przypadkiem balance sheet recession.

Kłopoty Grecji są następstwem przyjęcia euro przez kraj strukturalnie nieprzygotowany do konkurencji. Wynikają ze skrajnie suboptymalnej policy mix, na co w nierównych częściach składają się zbyt luźna polityka monetarna narzucona z góry przez EBC i własna nieodpowiedzialna polityka fiskalna. Wytwór w pełni już rodzimy. Strefa euro nigdy nie była Optymalnym Obszarem Walutowym. Tym, co można jej zarzucić, jest z pewnością brak skutecznego instrumentarium egzekwowania korekt suboptymalnej policy mix. I budowanie tego instrumentarium właśnie teraz się odbywa. Trwałe przewagi konkurencyjne są zawsze wynikiem wzrostu produktywności. Takiego skutku nie zapewnia deprecjacja nominalnego (NEER) czy realnego efektywnego kursu walutowego (REER).

Znachorom, którzy zalecają takie lekarstwo na choroby Grecji, warto podsuwać pod oczy nasz rodzimy przykład. Skumulowana deprecjacja REER i NEER w okresie pokryzysowym pomogła uniknąć w Polsce recesji. Pomogła utrzymać udział w rynku dla niskoprzetworzonego eksportu. To fakt. Ale czy zbudowaliśmy dzięki temu trwałe przewagi konkurencyjne? Czy za sprawą deprecjacji wzrosła wartość dodana w naszym eksporcie? Gdzie? Proszę o konkretne przykłady.

Dlaczego Niemcy z takim uporem tkwili przy propozycji czasowego wyjścia Grecji ze strefy euro? Czy dlatego, że wierzą w zbawczą moc deprecjacji dla odzyskania konkurencyjności? Brednia. Chodziło im przede wszystkim o otwarcie drogi do oddłużenia niedepczącej reguł obowiązujących kraje Wspólnoty, a ponadto o dopuszczenie do klasycznej ścieżki samoistnej redukcji ciężaru nominalnego długu przez inflację.

Reguły są ważne. Reguły budują porządek. Artykuł 125 (dawny artykuł 103 TWE) ust. 1 Traktatu o funkcjonowaniu UE stanowi: „Unia nie odpowiada za zobowiązania rządów centralnych, władz regionalnych, lokalnych lub innych władz publicznych, innych instytucji lub przedsiębiorstw publicznych Państwa Członkowskiego ani ich nie przejmuje, z zastrzeżeniem wzajemnych gwarancji finansowych dla wspólnego wykonania określonego projektu. Państwo Członkowskie nie odpowiada za zobowiązania rządów centralnych, władz regionalnych, lokalnych lub innych władz publicznych, innych instytucji lub przedsiębiorstw publicznych innego Państwa Członkowskiego ani ich nie przejmuje, z zastrzeżeniem wzajemnych gwarancji finansowych dla wspólnego wykonania określonego projektu".

Ten, kto postuluje dziś „oddłużenie" Grecji, powinien jednak doprecyzować, co ma na myśli. Darowanie długu, w rozumieniu obniżenia nominalnej jego wartości (face value), jest traktowane, w świetle obowiązujących zapisów i interpretacji ETS z 2012 r., jako nielegalny transfer budżetowy. Ta ścieżka w ogóle nie wchodzi w rachubę, o ile kraj pozostaje w strefie euro. Niemcy proponowali, by Grecja po czasowym wystąpieniu ze strefy euro ogłosiła oficjalnie niewypłacalność i przystąpiła do negocjacji z wierzycielami na temat takiej redukcji długu, która zawierałaby również opcję obcięcia zobowiązań nominalnych. Powodzenie takiej strategii oddłużania, wzmocnione kilkudziesięcioprocentową dewaluacją równoległej waluty, otworzyłoby Grecji drogę do samodzielnego finansowania się na rynku, co jest kluczowe dla powodzenia każdego programu oddłużeniowego.

Ktoś powie: ale przecież Grecja już dwukrotnie – w marcu i listopadzie 2012 r. – była oddłużana. Ważne przypomnienie. Progresiści winni o nim pamiętać. Dlaczego przed trzema laty było to legalne? Po pierwsze, przy obu odsłonach restrukturyzacji długu nie obyło się wówczas bez legislacyjnych wątpliwości. Po drugie, elastyczność w interpretacji reguł traktatowych przejawia się w tym, że wierzyciele w procesie negocjacji mogą się zgodzić na redukcję przyszłych zobowiązań (net present value) lub wydłużenie terminów spłat kapitału i odroczenie płatności odsetkowych (present value).

W marcu 2012 r. prywatni wierzyciele Grecji zaakceptowali 65 proc. straty na długu w ujęciu present value lub 55 proc. w ujęciu net present value, co odpowiadało wartości ok. 100 mld EUR. W kolejnej rundzie negocjacji w listopadzie 2012 r. kraje strefy euro zaakceptowały odłożenie spłat kapitału na 15 lat, a odsetek na dziesięć lat (czyli w ujęciu pesent value pogodziły się z kolejnymi stratami ok. 50 proc.).

Dziś Grecja przed 2020 r. nie musi spłacać żadnych rat kapitałowych ze starego zadłużenia. Jej zadłużenie nie jest jednak stabilne. Oficjalne pożyczki od innych krajów strefy sięgają 185 mld EUR. Centralny bank Grecji winien jest (w ramach systemu Target 2) EBC 125 mld EUR za sfinansowanie odpływu kapitału i pożyczki finansowania awaryjnego (ELA). Ponadto w portfelu EBC jest ok. 27 mld EUR greckich obligacji. Łącznie daje to ok. 340 mld EUR, czyli więcej niż 3 proc. PKB strefy.

Kolejna tura oddłużeniowa, która dawałaby szansę na ustabilizowanie i obsługę zadłużenia bez szkody dla finansowania wzrostu gospodarczego (na co naciska już nie tylko IMF, EBC, ale też coraz głośniej rząd amerykański), jest więc nieuchronna. Nie znaczy to jednak, że oddłużenie musi nastąpić natychmiast. Przede wszystkim musi być poprzedzone powodzeniem reform strukturalnych ważnych dla podniesienia potencjału gospodarki.

Dług nie dusi dziś Grecji. Dusi ją własny rząd niezdolny do przeprowadzenia reform. Nie ma bezpośredniego zagrożenia dla płynności systemu finansowego. Zaraz po referendum EBC zwiększył co prawda obowiązkowe zabezpieczenia, jakich żąda od greckich banków w zamian za dostęp do linii ELA. „Zużycie" collaterala wzrosło w ten sposób w systemie bankowym o dodatkowe ok. 15 mld EUR. Obecnie EBC zwiększył jednak dostępność środków dla greckich banków w ramach programu ELA do 89,9 mld EUR. EBC uzyskał za pośrednictwem ESM 10 mld EUR rządowych gwarancji dla ELA od krajów strefy euro. W przyszłości możliwe jest też podniesienie przez EBC limitu (dotychczas 15 mld EUR) przyznanego dla emisji rządowych krótkoterminowych bonów (T-bills).

Wierzyciele Grecji dają jej trzecią szansę. Płacą za to kolejne 86 mld EUR. Grecy nie mają teraz noża na gardle w sprawie spłaty długów. Mają za to w okresie trzech najbliższych lat listę prac domowych do odrobienia. Są na niej między innymi:

- harmonizacja i podwyżka VAT; poszerzenie bazy podatkowej;

- redukcja wydatków emerytalnych i podniesienie wieku emerytalnego do 67 lat do 2022 r., jest to część reformy mającej na celu poprawę długoterminowej stabilności systemu emerytalnego;

- gwarancje niezależności dla ELstatu, greckiego urzędu statystycznego;

- implementacja do systemu prawnego postanowień paktu fiskalnego (fiscal compact) z 2012 r. wraz z powołaniem niezależnej Rady Fiskalnej monitorującej przebieg konsolidacji fiskalnej;

- implementacja części regulacji Unii Bankowej dotyczącej sanacji banków; oznacza to udział akcjonariuszy, nabywców długu emitowanego przez banki oraz potencjalnie depozytariuszy w kosztach sanacji (bail-in); greckie banki mają aktualnie ok. 30 mld EUR depozytów gwarantowanych prawem przekraczających próg 100 tys. EUR, z czego 20 mld to depozyty SMEs; wynika z tego, że na potencjalne straty wystawione jest nie więcej niż 10 mld EUR depozytów;

- transfer części aktywów państwowych (w tym między innymi częściowo znacjonalizowanych banków) do pozarządowego funduszu prywatyzacyjnego ulokowanego w Grecji; takich nadzorowanych przez państwo funduszy jest w Europie 15; środki z tego funduszu (50 mld EUR) mają być wykorzystane na spłatę długów, rekapitalizację banków i w jednej czwartej na inwestycje na terenie Grecji; w trakcie negocjacji upadł szalony pomysł Niemców, by aktywa greckie uplasować w niezależnym funduszu luksemburskim kontrolowanym przez KfW (Kreditanstalt fuer Wiederaufbau), gdzie przewodniczącym rady nadzorczej jest z definicji minister finansów, w tym wypadku Wolfgang Schaeuble;

- ustawy deregulacyjne liberalizujące gospodarkę i otwierające ją na konkurencję;

- reforma administracji pod nadzorem KE;

- uzgadnianie wybranych zmian legislacyjnych z kredytodawcami przed ich wprowadzeniem w życie (oznacza to powrót do negocjacji z Atenami prowadzonych przez Trojkę);

- wycofanie wprowadzonych przez rząd Syrizy zmian legislacyjnych sprzecznych z postanowieniami drugiego programu bail-out.

Jeśli te prace domowe zostaną w uzgodnionych terminach odrobione, to instytucjonalni wierzyciele będą mieli moralne zobowiązanie, by wrócić do kwestii zadłużenia. Odroczenie spłaty długów greckich będzie musiało prawdopodobnie sięgać 50 lat. Bez zmian traktatowych nie ma jednak mowy o „zamrożeniu, a później umorzeniu" połowy nominalnej wielkości greckich długów. Nie ma też potrzeby, by jakiekolwiek zobowiązania w tej kwestii padały już teraz, by stały się częścią trzeciego bail-out. Wystarczy, że wszyscy to doskonale rozumieją.

Jeśli praca domowa nie zostanie przez Grecję odrobiona, i tak czeka ją w okresie trzech–pięciu lat wyjście ze strefy euro i pójście drogą zaproponowaną przez Niemcy. Żadne dziś podjęte zachęcające zobowiązania wierzycieli zmienić tego nie mogą. Unia bez reguł nie przetrwa. A to, co robią dziś kraje unijne wobec Grecji, jest prawdziwym szczytem solidarności. Czy progresiści to zrozumieją?

Autor jest głównym ekonomistą Polskiej Rady Biznesu

Dla progresistów nadrzędne są elastyczność i solidarność. Elastyczność w podejściu do reguł. Solidarność przy braniu na barki przez podatnika cudzych zobowiązań. Grecja narobiła długów. Trzeba je Grekom darować. Bo przecież obie strony są winne: ci, co dawali, i ci, co brali (patrz: Grzegorz Kołodko, „Koń troj(k)ański", 16 lipca; „Syrizy sposób na kryzys", 9 czerwca; publikacje w „Rzeczpospolitej" – przyp. red.). A tak w ogóle, to winne jest samo euro, bo to ono doprowadziło Grecję na skraj przepaści.

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację