„Pół" tylko dlatego, że na razie decyzja dotyczy jedynie połowy ze 120 tysięcy domagających się azylu, pozostawiając resztę „w rezerwie" (cokolwiek to znaczy).
Cztery kraje głosowały przeciw, zyskując natychmiast metkę niewdzięcznych ksenofobów. Polska zrobiła niespodziewaną woltę i dołączyła do większości, uciekając przed taką stygmatyzacją. Jednocześnie – podobno – wyszła z całej sprawy obronną ręką, bo zgodziła się przyjąć ograniczoną liczbę uchodźców (ale oczywiście „rezerwa" czeka...) i tylko tych, którzy uciekają przed prześladowaniami, a nie po prostu szukają lepszego życia. Jak odróżnić jednych od drugich, dokładnie nie wiadomo. Możemy tylko liczyć na pomoc z ich strony: każdy, kto ucieka z Syrii w poszukiwaniu lepszego życia, zrobi wszystko, by zamiast do Polski (Czech, Węgier, Rumunii...) dostać się do Niemiec (Skandynawii, Beneluksu...). Więc nawet jeśli ich przyjmiemy, i tak szybko uciekną za Odrę.
Czy powinniśmy pomagać uchodźcom z innych krajów? Oczywiście, że tak. Przez dwa wieki Polacy byli niejednokrotnie uchodźcami poszukującymi pomocy za granicą, więc trzeba rzeczywiście mieć serce z kamienia, by teraz odmawiać pomocy potrzebującym. Niezależnie od ich języka, rasy i wyznania.
Czy dobrze zrobiliśmy, godząc się na unijny plan „podziału kwot" między kraje? Cóż, być może nie mieliśmy innego wyjścia. Liczba 5 tys. uchodźców (a nawet 10 tys., jeśli dojdzie „rezerwa") nie powinna przerażać w 38-milionowym, coraz zamożniejszym kraju. A krajowi liczącemu na unijną solidarność w wielu kluczowych sprawach – od pieniędzy na rozwój, po sankcje temperujące imperialne zapędy Rosji – nie bardzo kalkulowało się powiedzieć „nie" wówczas, gdy zwracano się o solidarność właśnie do niego.
Czy więc wszystko jest w porządku? Oczywiście nie, o czym świadczy stan nastrojów i polityczne kłótnie o uchodźców. Pomijam już fakt mentalnego nieprzygotowania naszego społeczeństwa na przybycie imigrantów, a także obaw o przygotowanie organizacyjne i ekonomiczne kraju. Główny problem polega na tym, że zgodziliśmy się na unijny plan, głęboko zakorzeniony w dotychczasowej polityce imigracyjnej krajów zachodnioeuropejskich. Polityce bardzo złej, która nie pozwala odróżnić uchodźców od imigrantów ekonomicznych, nie potrafi dobrze integrować imigrantów ze społeczeństwem, nie potrafi wykorzystać ich osiedlenia się do rozwoju gospodarczego.