Nasz problem z imigrantami

No i stało się, Unia Europejska podjęła w większościowym głosowaniu decyzję o półprzymusowym podziale syryjskich uchodźców między kraje.

Publikacja: 23.09.2015 21:00

Witold M. Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, profesor Politechniki Warszawskiej

Witold M. Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, profesor Politechniki Warszawskiej

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

„Pół" tylko dlatego, że na razie decyzja dotyczy jedynie połowy ze 120 tysięcy domagających się azylu, pozostawiając resztę „w rezerwie" (cokolwiek to znaczy).

Cztery kraje głosowały przeciw, zyskując natychmiast metkę niewdzięcznych ksenofobów. Polska zrobiła niespodziewaną woltę i dołączyła do większości, uciekając przed taką stygmatyzacją. Jednocześnie – podobno – wyszła z całej sprawy obronną ręką, bo zgodziła się przyjąć ograniczoną liczbę uchodźców (ale oczywiście „rezerwa" czeka...) i tylko tych, którzy uciekają przed prześladowaniami, a nie po prostu szukają lepszego życia. Jak odróżnić jednych od drugich, dokładnie nie wiadomo. Możemy tylko liczyć na pomoc z ich strony: każdy, kto ucieka z Syrii w poszukiwaniu lepszego życia, zrobi wszystko, by zamiast do Polski (Czech, Węgier, Rumunii...) dostać się do Niemiec (Skandynawii, Beneluksu...). Więc nawet jeśli ich przyjmiemy, i tak szybko uciekną za Odrę.

Czy powinniśmy pomagać uchodźcom z innych krajów? Oczywiście, że tak. Przez dwa wieki Polacy byli niejednokrotnie uchodźcami poszukującymi pomocy za granicą, więc trzeba rzeczywiście mieć serce z kamienia, by teraz odmawiać pomocy potrzebującym. Niezależnie od ich języka, rasy i wyznania.

Czy dobrze zrobiliśmy, godząc się na unijny plan „podziału kwot" między kraje? Cóż, być może nie mieliśmy innego wyjścia. Liczba 5 tys. uchodźców (a nawet 10 tys., jeśli dojdzie „rezerwa") nie powinna przerażać w 38-milionowym, coraz zamożniejszym kraju. A krajowi liczącemu na unijną solidarność w wielu kluczowych sprawach – od pieniędzy na rozwój, po sankcje temperujące imperialne zapędy Rosji – nie bardzo kalkulowało się powiedzieć „nie" wówczas, gdy zwracano się o solidarność właśnie do niego.

Czy więc wszystko jest w porządku? Oczywiście nie, o czym świadczy stan nastrojów i polityczne kłótnie o uchodźców. Pomijam już fakt mentalnego nieprzygotowania naszego społeczeństwa na przybycie imigrantów, a także obaw o przygotowanie organizacyjne i ekonomiczne kraju. Główny problem polega na tym, że zgodziliśmy się na unijny plan, głęboko zakorzeniony w dotychczasowej polityce imigracyjnej krajów zachodnioeuropejskich. Polityce bardzo złej, która nie pozwala odróżnić uchodźców od imigrantów ekonomicznych, nie potrafi dobrze integrować imigrantów ze społeczeństwem, nie potrafi wykorzystać ich osiedlenia się do rozwoju gospodarczego.

No tak, ale skoro nie podoba nam się taka polityka, powinniśmy zaproponować w dyskusji jakąś alternatywę. My – w naszym totalnym nieprzygotowaniu, które obciąża cały świat polskiej polityki – żadnej alternatywy do zaproponowania nie mieliśmy. Więc mogliśmy tylko powiedzieć albo „tak", albo „nie", wiedząc, że każda z tych odpowiedzi jest zła. I to jest nasz główny problem, a nie kilka tysięcy imigrantów.

„Pół" tylko dlatego, że na razie decyzja dotyczy jedynie połowy ze 120 tysięcy domagających się azylu, pozostawiając resztę „w rezerwie" (cokolwiek to znaczy).

Cztery kraje głosowały przeciw, zyskując natychmiast metkę niewdzięcznych ksenofobów. Polska zrobiła niespodziewaną woltę i dołączyła do większości, uciekając przed taką stygmatyzacją. Jednocześnie – podobno – wyszła z całej sprawy obronną ręką, bo zgodziła się przyjąć ograniczoną liczbę uchodźców (ale oczywiście „rezerwa" czeka...) i tylko tych, którzy uciekają przed prześladowaniami, a nie po prostu szukają lepszego życia. Jak odróżnić jednych od drugich, dokładnie nie wiadomo. Możemy tylko liczyć na pomoc z ich strony: każdy, kto ucieka z Syrii w poszukiwaniu lepszego życia, zrobi wszystko, by zamiast do Polski (Czech, Węgier, Rumunii...) dostać się do Niemiec (Skandynawii, Beneluksu...). Więc nawet jeśli ich przyjmiemy, i tak szybko uciekną za Odrę.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację