I tu przydaje się przedsiębiorczość, czyli umiejętność dostrzegania potrzeb i doskonalenia pomysłu, zdolności do wykorzystywania nadarzających się okazji. Ale same chęci bez narzędzi to za mało. Prowadzenia biznesu trzeba się generalnie nauczyć. I najlepiej zacząć już wcześniej, choćby po to, aby młody człowiek wchodzący w dorosłe życie mógł zdecydować, którą ścieżkę kariery wybrać. A z tą nauką jest różnie.
W szkołach ponadgimnazjalnych jest przedmiot podstawy przedsiębiorczości w liczbie dwóch godzin tygodniowo. Znam szkoły, gdzie zajęcia z przedsiębiorczości prowadzą nauczyciele, którym przyszło nauczać tego przedmiotu tylko dlatego, że zabrakło im akurat godzin do pensum. Męczą więc i siebie, i uczniów.
Także wielu dyrektorów owe podstawy przedsiębiorczości traktuje po macoszemu. Przedmiot nauczany jest w pierwszej klasie, byle uczniowie mieli go z głowy, bo w ostatnich klasach najważniejsze jest przygotowanie do matury.
– Zanim uczeń skończy szkołę, to i tak niewiele pamięta z tego, czego się nauczył, a w kraju zdąży się wszystko pozmieniać. Uczymy na przykład, jak skorzystać z kredytu, jak wypełnić wniosek do banku na formularzach, które i tak są w każdym banku inne. – Dla mnie ten przedmiot to taki zbędny Michałek – mówił mi otwarcie dyrektor liceum w jednym z miasteczek w Lubelskiem.
Przedsiębiorczości uczą więc głównie ci, co nigdy nie byli przedsiębiorcami, nie pracowali poza systemem edukacji, więc nigdy się na nieudanych biznesowych próbach nie sparzyli.