Choć żartobliwie można rzec, że wciąż zachowujemy pakiet kontrolny.
PO chciała repolonizować banki, PiS podchwyciło ten pomysł, poszerzając go o media. Wszyscy chętnie sztucznie zmienialiby strukturę własnościową. Takie działania zwiększyłyby jednak nie tyle udział polskiego kapitału, ile udział polskiego państwa. Tymczasem to ten prywatny jest najbardziej efektywny. I nie tędy droga.
Bez wątpienia musimy budować polski kapitał, robić to, na co inni mieli w spokoju dziesiątki, a nawet setki lat. Pierwszym krokiem powinno być jednak ułatwienie życia biznesowi w ogóle, likwidacja barier, uproszczenie systemu podatkowego. Teraz to zagraniczny kapitał łatwiej porusza się po naszym podwórku. To paradoks, ale wielkie korporacje stać na wynajęcie kancelarii prawnych, które łatwo przeprowadzą je przez gąszcz przepisów i procedur. Mają też większe możliwości optymalizacji podatkowych.
Kolejny krok to ratunek dla giełdy, która jest miejscem, gdzie polskie firmy mogłyby taniej pozyskiwać kapitał na rozwój, skoro niechętnie pożyczają w bankach. Tymczasem warszawski parkiet, tak spektakularnie niegdyś się rozwijający, dołuje po skoku na OFE, po planach opodatkowania banków przez obecny rząd i za sprawą ciągłego mieszania na rynku, np. w postaci planów łączenia energetyki z bankrutującymi kopalniami. Zdecydowanie pomogłoby promowanie oszczędności długoterminowych na giełdzie i zwolnienie ich z podatku. Rząd powinien wspierać ekspansję zagraniczną. Jak? Na przykład walczyć z coraz silniejszym protekcjonizmem w UE, gdzie trafia 80 proc. naszego eksportu. A to wymóg wyższej płacy minimalnej, a to certyfikaty, a jak nie pomoże, to wzmożone kontrole.
I wreszcie to sam polski kapitał musi zmienić mentalność, pozbyć się obawy przed rozwojem poprzez fuzje i przejęcia oraz na kredyt. Na razie nasze przedsiębiorstwa rozwijają się głównie organicznie, a więc wolniej. Ale by zmienić ten stan rzeczy, musi być bardziej sprzyjająca atmosfera dla biznesu i jego większe zaufanie do rządzących.