O potrzebie sanacji podatku bankowego

Silne negatywne bodźce zniechęcające do zawierania depozytów międzybankowych utrudniają zarządzanie płynnością w instytucjach finansowych – piszą eksperci.

Publikacja: 21.03.2016 20:00

Piotr Mielus

Piotr Mielus

Foto: materiały prasowe

W dniu 29 lutego na własne oczy przekonaliśmy się, jaki jest wpływ podatku bankowego na rynek międzybankowy. Handel prawie zupełnie zamarł: obroty na rynku depozytów spadły kilkanaście razy do poziomu 155 mln zł. (Średnia dzienna za ostatni rok według danych NBP dla indeksu Polonia to 1,8 mld zł). Jednocześnie wyraźnie wzrosło saldo depozytu w NBP – do 5,8 mld zł przy średnim stanie za ostatni rok równym 440 mln zł. O czym to świadczy?

Kiedy banki unikają transakcji

Banki wstrzymują się od zawierania transakcji depozytowych przechodzących przez przełom miesiąca. Jest to spowodowane dwiema przyczynami. Po pierwsze, ostatniego dnia roboczego miesiąca ustalana jest podstawa opodatkowania. Po drugie, dla depozytów krótkoterminowych obie strony transakcji – zarówno przyjęcie depozytu, jak i ulokowanie – wywołują skutek podatkowy.

Złożenie lokaty oznacza powstanie aktywa bilansowego, które podlega opodatkowaniu. Z kolei przyjęcie depozytu powoduje pojawienie się gotówki, z którą krótkoterminowo nie ma co zrobić. Teoretycznie można za nią kupić zwolnione z podatku papiery skarbowe, ale nie zawsze jest to możliwe, zwłaszcza gdy wszyscy uczestnicy rynku chcą to zrobić w tym samym czasie. Efekt? Za wszelką cenę banki starają się unikać transakcji. Gdy bank już przyjmie środki, to nie pozostaje nic innego, jak złożyć je na depozycie w banku centralnym. Stąd wzrost salda w NBP.

Czy jest to sytuacja zdrowa? Nie jest. Silne negatywne bodźce zniechęcające do zawierania depozytów międzybankowych utrudniają zarządzanie płynnością. Jest to szczególnie bolesne w sytuacji nierozwiniętego rynku pożyczek zabezpieczonych (repo), które na dodatek... też są opodatkowane.

W szczególnie trudnej sytuacji są banki uczestniczące w tworzeniu stawki WIBOR. Regulamin narzuca obowiązek zawarcia transakcji w ciągu kwadransa po opublikowaniu stawki i nie pozwala na rozszerzenie marży pomiędzy ceną kupna a sprzedaży depozytu. W efekcie banki uczestniczące w tworzeniu WIBOR dla terminów przechodzących przez koniec miesiąca dążą wyłącznie do minimalizacji strat.

Krytyczny ostatni dzień kwietnia

O konfuzji banków świadczą kwotowania stawek depozytów jednodniowych pod koniec lutego. Według informacji podanej przez serwis Thomson Reuters jeden z banków podał ceny 0,01–0,30 proc., a inny w tym samym czasie 1,10–1,40 proc. (ceny kupna i sprzedaży dla terminu T/N w dniu 26/02). Oznaczało to możliwość dokonania arbitrażu. Nikt jednak z tej okazji nie skorzystał, ponieważ gros banków uprawnionych do zawierania transakcji poniosłoby koszt podatkowy przewyższający zyski z takiego arbitrażu. Instytucje, które nadzorują poprawność funkcjonowania fixingu WIBOR, mają nie lada wyzwanie, jak ocenić tę sytuację.

Podobne zdarzenia zapewne będą się powtarzać. Szczególnie karkołomny będzie ostatni dzień kwietnia, w tym dniu ustalanie podatku zbiega się z ostatnim dniem rozliczenia rezerwy obowiązkowej. Kolejny trudny dzień na rynku międzybankowym to ostatni dzień sierpnia, w którym zapadają bony skarbowe.

Jakie nasuwają się wnioski z tych obserwacji? Można je streścić następująco: zysk dla fiskusa żaden, a kłopotów co niemiara. Z braku transakcji, przychodu podatkowego brak, a efektywność rynku sięga poziomu bruku.

Czy jest nam potrzebny efektywny rynek międzybankowy? Tak, bo zarządzanie płynnością jest kluczowym elementem aktywności instytucji finansowych. Poza tym w świetle projektowanego rozporządzenia Parlamentu Europejskiego o indeksach niezbędna jest rynkowa weryfikacja sensu ekonomicznego podawanych wskaźników. A jeżeli transakcji zabraknie, to jak zweryfikować WIBOR? W skrajnym przypadku może to zaburzyć stabilność systemu finansowego. Warto więc rozważyć nowelizację ustawy, tak aby handel pomiędzy bankami był wyłączony z podstawy opodatkowania.

Niech płaci ostateczny odbiorca

W całej tej historii narzuca się porównanie do podatku VAT. VAT jest neutralny dla przedsiębiorców, a jego finalnym płatnikiem jest konsument. Podatek bankowy (płacony przez banki) powinien być neutralny dla obrotu pomiędzy bankami, a obowiązek podatkowy powinien powstawać jedynie na skutek transakcji z finalnym konsumentem usług finansowych, a więc kredytobiorcą (klientem niefinansowym). Wtedy wszystko funkcjonowałoby jak należy: fiskus miałby przychody, a system finansowy nie byłby narażony na nikomu niepotrzebne zaburzenia.

Piotr Mielus jest pracownikiem naukowym SGH i współpracownikiem Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, zaangażowanym w organizację i prowadzenie Systemu Monitoringu Rynku Pieniężnego. W latach 2009–2012 był dyrektorem Departamentu Instytucji Finansowych w PKO BP.

Tomasz Mironczuk jest współpracownikiem IBnGR, współtwórcą działającego pod auspicjami tego ośrodka Systemu Monitoringu Rynku Pieniężnego. W przeszłości był m.in. członkiem zarządu PKO BP oraz prezesem BGK i Banku BPS.

W dniu 29 lutego na własne oczy przekonaliśmy się, jaki jest wpływ podatku bankowego na rynek międzybankowy. Handel prawie zupełnie zamarł: obroty na rynku depozytów spadły kilkanaście razy do poziomu 155 mln zł. (Średnia dzienna za ostatni rok według danych NBP dla indeksu Polonia to 1,8 mld zł). Jednocześnie wyraźnie wzrosło saldo depozytu w NBP – do 5,8 mld zł przy średnim stanie za ostatni rok równym 440 mln zł. O czym to świadczy?

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację