Gazprom i Naftogaz pozwały się już dawno, a przez dwa lata od złożenia papierów w sztokholmskim trybunale suma roszczeń po obu stronach rosła aż sięgnęła ponad 30 mld dol. Przy czym Gazprom od początku był bardziej pazerny.
Teraz, kiedy na jesieni mają ruszyć pierwsze przesłuchania, Rosjanie robią wszystko, by je opóźnić. Przesyłają nowe wnioski, papiery itp. Zdaniem Jurija Witrenki dyrektora ds. rozwoju biznesu w Naftogazie, ma to świadczyć, że zdają już sobie sprawę, iż racja jest po stronie Ukrainy, a proces przegrany.
Jeżeli więc sąd nie ulegnie żadnym naciskom z zewnątrz, to Kijów może sprawę wygrać, a Gazprom zapłacić rekordowo - 50 mld dol.., w tym 30 mld dol. to roszczenie, plus ok. 20 mld dol. odsetki, niesłuszne nadpłaty w minionych lat itp. Pytanie tylko, czy nawet jeżeli Gazprom przegra, to wykona wyrok czyli rzeczywiście zapłaci?
Moskwa nie raz już pokazała, że jak uzna, iż jej coś nie leży, to po prostu nie będzie nic płacić. Tak jest w wypadku wyroku sądu w Hadze z 2014 r, który zasądziła na rzecz byłych akcjonariuszy Jukosu 50 mld dol. od rosyjskiego państwa. I co? I nic.
Po dwóch latach akcjonariusze nie dostali pieniędzy, sami muszą dochodzić zajmowania majątku rosyjskiego w różnych krajach; robią to ze zmiennym szczęściem; ostatnio Kreml wygrał we Francji, i komornicy muszą odpuścić.