Andrzej Malinowski: ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych – tzw. ustawa odległościowa - sparaliżowała całą branżę

W lipcu tego roku weszła w życie ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych – tzw. ustawa odległościowa. Tak bardzo udana i dopracowana, że sparaliżowała całą branżę w naszym pięknym kraju.

Aktualizacja: 28.08.2016 21:10 Publikacja: 28.08.2016 20:49

Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP

Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Będąc pod wrażeniem tej skuteczności, wybitnej nawet na tle polskich legislacyjnych „standardów" – zadaję sobie pytanie: po co wszczęto tę walkę z wiatrakami?

Nie, bo nie! Tak w skrócie można streścić uzasadnienie ustawy odległościowej. Ustawa zakłada ograniczenia dla nowo powstających elektrowni wiatrowych, w tym m.in. odległość budowanych wiatraków od najbliższych zabudowań wynoszącą dziesięciokrotność wysokości wiatraka. Określa też mianem budowli całą instalację wiatrową. Dotąd przepis ten dotyczył tylko fundamentów i wieży. Jego zmiana pociągnie za sobą kilkukrotny wzrost podatku gruntowego odprowadzanego przez właścicieli elektrowni wiatrowych. Ocenia się, że ustawa uderzy zarówno w zagraniczne firmy, duże polskie przedsiębiorstwa, jak i drobnych inwestorów. Czyli wykończy wszystkich, równo i sprawiedliwie, zarzynając branżę do ostatniego, najmniejszego wiatraczka. Ale w jakim celu?

Wszelkie problematyczne pomysły najłatwiej przedstawiać jako „prospołeczne". Dlatego często słychać głosy, jakoby emitowane przez wiatraki infradźwięki były szkodliwe dla zdrowia okolicznych mieszkańców. Aha, czyli zdrowie? Pudło! Resort zdrowia w odpowiedzi na interpelację poselską w tej sprawie stwierdził, że infradźwięki wydawane przez turbiny wiatrowe nie są groźne dla osób mieszkających w pobliżu. Jedyną stwierdzoną uciążliwością ze strony wiatraków jest hałas – trudność polega tylko na obiektywnym zmierzeniu jego poziomu...

No dobra, hałas i infradźwięki to nie koniec litanii zagrożeń. Autorzy ustawy wymieniają dalej: a to odrywające się od wirników kawałki lodu, a to migotania i refleksy światła powodowane ruchem turbin, mogące powodować ataki paniki i apopleksji u nieświadomych obywateli. A na deser – wizja jak z katastroficznego filmu: przerażające skrzydła wiatraków mogą się odrywać i masakrować okoliczną ludność! Nic, tylko nakręcić krwawy technothriller pt. „Wiatraki – zmierzch ludzkości".

Doceniam oczywiście troskę ustawodawcy o zdrowie i bezpieczeństwo obywateli. Zastanawia mnie bezwzględność, z jaką zduszono niedużą branżę wiatrową. Nikt, planując tę wiatrakową eksterminację, nie wziął pod uwagę możliwych konsekwencji, które według zwolenników energii wiatrowej mogą być bardzo poważne. Chodzi np. o zwolnienia, które dotkną pracowników tego sektora. Do tego dochodzi przewidywane przez część ekspertów niewypełnienie dyrektywy unijnej zobowiązującej nasz kraj, aby do 2020 roku 15 proc. energii elektrycznej powstawało przy użyciu odnawialnych jej źródeł. W konsekwencji na Polskę mogą zostać nałożone kary finansowe.

Jeden z autorów projektu tej ustawy przekonywał, że nie hamuje ona energetyki wiatrowej, tylko wprowadza niezbędne regulacje, najlepszą zaś formą rozwoju energetyki jest wykorzystanie różnych źródeł energii. Oczywiście, jeśli tymi różnymi źródłami jest węgiel – odparł na to poseł opozycji. I może tu dochodzimy lub zbliżamy się do sedna? Ale jaką konkurencją dla węgla jest w Polsce energetyka wiatrowa? Chyba że Goliat przestraszył się Dawida...

Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Opinie Ekonomiczne
Żeby się chciało pracować, tak jak się nie chce
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Ekonomiczne
Dlaczego warto pomagać innym, czyli czego zabrakło w exposé ministra Sikorskiego
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne