Będąc pod wrażeniem tej skuteczności, wybitnej nawet na tle polskich legislacyjnych „standardów" – zadaję sobie pytanie: po co wszczęto tę walkę z wiatrakami?
Nie, bo nie! Tak w skrócie można streścić uzasadnienie ustawy odległościowej. Ustawa zakłada ograniczenia dla nowo powstających elektrowni wiatrowych, w tym m.in. odległość budowanych wiatraków od najbliższych zabudowań wynoszącą dziesięciokrotność wysokości wiatraka. Określa też mianem budowli całą instalację wiatrową. Dotąd przepis ten dotyczył tylko fundamentów i wieży. Jego zmiana pociągnie za sobą kilkukrotny wzrost podatku gruntowego odprowadzanego przez właścicieli elektrowni wiatrowych. Ocenia się, że ustawa uderzy zarówno w zagraniczne firmy, duże polskie przedsiębiorstwa, jak i drobnych inwestorów. Czyli wykończy wszystkich, równo i sprawiedliwie, zarzynając branżę do ostatniego, najmniejszego wiatraczka. Ale w jakim celu?
Wszelkie problematyczne pomysły najłatwiej przedstawiać jako „prospołeczne". Dlatego często słychać głosy, jakoby emitowane przez wiatraki infradźwięki były szkodliwe dla zdrowia okolicznych mieszkańców. Aha, czyli zdrowie? Pudło! Resort zdrowia w odpowiedzi na interpelację poselską w tej sprawie stwierdził, że infradźwięki wydawane przez turbiny wiatrowe nie są groźne dla osób mieszkających w pobliżu. Jedyną stwierdzoną uciążliwością ze strony wiatraków jest hałas – trudność polega tylko na obiektywnym zmierzeniu jego poziomu...
No dobra, hałas i infradźwięki to nie koniec litanii zagrożeń. Autorzy ustawy wymieniają dalej: a to odrywające się od wirników kawałki lodu, a to migotania i refleksy światła powodowane ruchem turbin, mogące powodować ataki paniki i apopleksji u nieświadomych obywateli. A na deser – wizja jak z katastroficznego filmu: przerażające skrzydła wiatraków mogą się odrywać i masakrować okoliczną ludność! Nic, tylko nakręcić krwawy technothriller pt. „Wiatraki – zmierzch ludzkości".
Doceniam oczywiście troskę ustawodawcy o zdrowie i bezpieczeństwo obywateli. Zastanawia mnie bezwzględność, z jaką zduszono niedużą branżę wiatrową. Nikt, planując tę wiatrakową eksterminację, nie wziął pod uwagę możliwych konsekwencji, które według zwolenników energii wiatrowej mogą być bardzo poważne. Chodzi np. o zwolnienia, które dotkną pracowników tego sektora. Do tego dochodzi przewidywane przez część ekspertów niewypełnienie dyrektywy unijnej zobowiązującej nasz kraj, aby do 2020 roku 15 proc. energii elektrycznej powstawało przy użyciu odnawialnych jej źródeł. W konsekwencji na Polskę mogą zostać nałożone kary finansowe.