Takie właśnie mają być usługi, produkty, pomysły i ludzie. Innowacyjność i inteligencję mają wspierać aplikacje, które połączą świat internetu rzeczy, poprowadzą autonomiczny samochód czy wesprą biznes. By w końcu, stosując rozwiązania z sieci neuronowych, jako sztuczna inteligencja, zastąpić człowieka tam, gdzie to się opłaca.
Innowacje i inteligencja wydają się więc być motorami współczesnego postępu. Rewolucja – w tym obecna cyfrowa – potrzebuje bowiem idei i haseł, pod którymi może kontynuować triumfalny pochód. Nic nie wskazuje jednak na to, że świat stał się nagle bardziej innowacyjny, a społeczeństwa bardziej inteligentne. Z pewnością jednak przybyło w nich specjalistów od marketingu, fachu, w którym najważniejsza jest umiejętność kształtowania potrzeb. Trudno o bardziej chwytliwe marketingowo hasła na miarę swoich czasów niż „innowacyjnie i inteligentnie".
Symptomem tej marketingowej przemiany jest choćby zmiana nazwy jednego z dostawców prądu, obecnego w Polsce, byleby tylko fragment wyrazu innovation znalazł się w przekazie. Albo zastąpienie unijnego programu „Innowacyjna gospodarka" programem „Inteligentny rozwój". Niby inne, ale do złudzenia podobne.
Kiedy wszyscy chcą podkreślać, jak są inteligentni i innowacyjni, tym, który się wyróżnia, jest ten, kto tego nie robi, ale po prostu JEST innowacyjny. Większość odbiorców takiego przekazu z biegiem czasu męczy się bowiem powtarzaną jak mantra ideą, która z czasem staje się po prostu wyświechtanym frazesem. To, co miało zachęcać, zaczyna odpychać.
Cały ten inteligentny i innowacyjny świat w marketingowej otoczce ma najwyraźniej na celu stworzenie czegoś lepiej i taniej. Przekonanie odbiorcy do zakupu, inwestycji, skorzystania z usługi. Końcem tej rozwojowej ścieżki wydaje się sztuczna inteligencja (AI). Samouczące się systemy, które mogą w końcu przejąć od człowieka niektóre zawody. Niepokoić może jednak, że AI coraz częściej pojawia się jako sposób na ograniczanie kosztów – głównie ludzkich. To „lepiej i taniej" może stać się w ten sposób bronią obosieczną. Bo w końcu trzeba te lepsze i tańsze coś komu sprzedać, a jak sprzedać, gdy to, co miało pomóc w zachęcaniu klienta do zakupu, pozbawiło go pracy? Cóż, rewolucja oprócz idei i haseł wymaga także ofiar.