Mieszkania wciąż bardzo dobrze się w Polsce sprzedają i cały czas za znaczną część popytu odpowiadają inwestorzy. Przy dobrym zarządzaniu lokal w miejscowości turystycznej wynajmowany na doby może być żyłą złota.
Rozkwit rynku najmu krótkoterminowego nie wszystkim się jednak podoba. Dla branży hotelarskiej to olbrzymia konkurencja, przy czym właścicieli lokali nie obowiązują praktycznie żadne normy czy obostrzenia. Teoretycznie, owszem, regulacji jest mnóstwo (m.in. wynajem prywatny versus w ramach zarejestrowanej działalności gospodarczej), ale trudno powiedzieć, kto ich przestrzega i kto miałby to kontrolować.
Z kolei wspólnoty mieszkaniowe utyskują na przetaczające się fale turystów zakłócających spokój lokatorów mieszkających na stałe. Pod koniec października Ministerstwo Sportu i Turystyki opracowało białą księgę dotyczącą najmu na doby w polskich realiach, co może być przygrywką do ściślejszego uregulowania i kontroli rynku.
Za granicą w aglomeracjach obleganych przez turystów problem ma o wiele większą skalę niż w Polsce. Europejscy aktywiści zbierają milion podpisów, by zmusić KE do podjęcia działań w sprawie uregulowania zasad wynajmu krótkoterminowego czy ułatwień w dostępie do mieszkań komunalnych.
Według analityków JLL kwestia regulacji najmu na doby w Polsce może być istotnym czynnikiem kształtującym nasz rynek mieszkaniowy. – Istotnym pytaniem jest, co się stanie z popytem inwestycyjnym, który odpowiadał za dużą część wzrostu sprzedaży w ostatnich latach. Niektórzy inwestorzy kupują lokale z myślą o najmie krótkoterminowym dającym wyższą rentowność niż długoterminowy. Branża hotelarska i wspólnoty mieszkaniowe domagają się, by najem ten w jakiś sposób uregulować. To trend szerszy, patrząc na doświadczenia Berlina, Barcelony czy Amsterdamu.