Ten sezon w teatrach operowych zdominowały kobiety. Karolina Sofulak najpierw wyreżyserowała „Rusałkę” Dvořáka w Poznaniu oraz „Dziewczynę z Zachodu” Pucciniego w Teatrze Wielkim w Łodzi. A zarazem potem pojechała do Oslo, by w tamtejszej Operze Królewskiej przygotować „Bal maskowy” Verdiego.
W Polskiej Operze Królewskiej Natalia Kozłowska zrealizowała uwspółcześnioną, proekologiczną opowieść o Acisie i Galatei Händla. A w Lyonie szczycącym się drugą po Paryżu sceną operową Francji Barbara Wysocka kończy właśnie prace nad „Katią Kabanovą” Janáčka.
Czytaj więcej
Nawet w mało przychylnej dla sztuki hali Międzynarodowych Targów Poznańskich można wykreować niezwykłą, oryginalną „Rusałkę”.
– Gdy wchodziłam w ten świat, wydawało się, że reżyser operowy to także bardzo męski zawód – mówiła mi przed wyjazdem do Oslo Karolina Sofulak. – W tym środowisku nawet kobiety twierdziły często, że trzeba mieć swojego mistrza i oczywiście miał to być mężczyzna. Żeby znaleźć mentorki-kobiety, musiałam wyjechać z Polski, bo na Zachodzie sztuka operowa szybciej się zdemokratyzowała. Teraz mamy w świecie zdecydowanie więcej reżyserek czy dyrygentek.
Asystentka Trelińskiego
Dziś zmiany postępują szybciej i u nas, czego przykładem jest droga, jaką przeszła Barbara Wiśniewska. Jej inscenizację „Trubadura” będzie można od 22 kwietnia oglądać w Operze na Zamku w Szczecinie. Po studiach reżyserowała jednak głównie kameralne sztuki w teatrach dramatycznych, a przede wszystkim była asystentką Mariusza Trelińskiego w Operze Narodowej.