Ministerstwo Zdrowia rozesłało w zeszłym tygodniu ankietę, w trybie ekspresowym, do ponad 70 szpitali. Prosił o nią premier, który chciał mieć dane przed rozmową ze związkowcami. – Rozmowa będzie pouczająca, także dla działaczy związkowych i opinii publicznej – zapowiadał Donald Tusk.
W piątek w Ministerstwie Zdrowia wybuchła awantura: – Pani minister nie była zadowolona z wyników, bo były podobne do zebranych przez poprzednią ekipę – opowiada jeden z urzędników. Politycy spodziewali się też, że pensje – po negocjacjach między dyrektorami a lekarskimi związkami – będą wyższe.
Ewa Kopacz zakwestionowała metodologię badania i zapowiedziała dymisje w ministerstwie. Dyrektor Departamentu Dialogu Społecznego Filip Grzejszczyk, odpowiedzialny za zbieranie ankiet, na decyzję nie czekał i zrezygnował ze stanowiska. Nie udało nam się wczoraj z nim porozmawiać. – Minister ma prawo oceniać pracowników. A każdy zatrudniony może zrezygnować–mówi Ewa Gwiazdowicz, rzecznik resortu.
„Rz” dotarła do wyników ankiety. Po doliczeniu do pensji wynagrodzeń za dyżury i wysługę lat średnie zarobki lekarza z pierwszym stopniem specjalizacji wzrosły ostatnio z 5 do 5,5 tys. zł brutto. Lekarz z drugim stopniem specjalizacji zarabia 6,1 tys. brutto (wcześniej 5,3 tys.), bez specjalizacji – 4,6 tys. (wcześniej 4,2).
– Urzędnicy przyzwyczaili się pokazywać nasze podwyżki w procentach i wtedy rzeczywiście są one imponujące: wzrost nawet o kilkadziesiąt procent – opowiada Tomasz Underman, wiceszef lekarskich związków zawodowych. – Problem w tym, że te kilkudziesięcioprocentowe podwyżki to zaledwie 200 – 300 złotych na rękę.