Po piątkowych rozmowach Narodowego Funduszu Zdrowia z lekarzami nadal nie wiadomo, czy w poniedziałek pacjenci będą mogli zrealizować recepty refundowane – lekarze nie podjęli jeszcze decyzji, czy wstrzymają zapowiadany na początek lipca protest. Nie wiadomo też – jeśli do protestu dojdzie – ilu medyków weźmie w nim udział.
Pacjenci są zdezorientowani. – Nawet mój lekarz nie wie, jak będzie przepisywać recepty od poniedziałku. Twierdzi, że „poważnie rozważa" wzięcie udziału w proteście. A ja nie chcę ryzykować, wykupiłem leki na dwa miesiące – opowiada pan Piotr z Warszawy chorujący na cukrzycę. – Nawet jeśli nie będzie kłopotu z receptami, to mam z głowy załatwianie sobie leków w wakacje – dodaje.
Bez szybkiego sukcesu
Rząd zaplanował inny scenariusz: nowa prezes NFZ Agnieszka Pachciarz zaprosiła lekarzy z Naczelnej Rady Lekarskiej na rozmowy w piątek. Po dwóch godzinach od ich rozpoczęcia planowano wspólną konferencję prasową: decydenci spodziewali się, że razem z lekarzami ogłoszą na niej, iż protest został zawieszony.
Sukcesu jednak nie było. – Zespół negocjacyjny nawet nie ma upoważnienia, by wstrzymać zapowiedziany od 1 lipca protest. Decyzję w tej sprawie podejmiemy w sobotę, po ogłoszeniu przez prezes NFZ zarządzenia w sprawie recept – mówił po spotkaniu Konstanty Radziwiłł, członek Naczelnej Rady Lekarskiej.
Medycy rozszerzyli też pole negocjacji: nie chcą rozmawiać tylko o umowach na przepisywanie leków (domagają się, by fundusz usunął z nich kary za błąd na recepcie), ale też o zmianie ustawy refundacyjnej – tak, by przepisując leki, mogli kierować się również swoją wiedzą medyczną, a nie tylko świadectwem rejestracyjnym leku.