Dziesięcioro bliskich i krewnych chorych na raka od środy protestowało w budynku zabytkowej Stalowni Praskiej przeciwko decyzji stołecznego konserwatora zabytków Piotra Brabandera, który odmówił uzgodnienia warunków zabudowy dla nowego szpitala z oddziałem chemioterapii.
Brak zgody konserwatora oznacza opóźnienie o kolejne miesiące, a może lata, budowy filii Mazowieckiego Szpitala Onkologicznego w Wieliszewie pod Legionowem, do którego chorzy z Mazowsza dojeżdżają dzisiaj nawet kilka godzin. – Gdyby pan Brabander nie cofnął zgody, w ciągu pół roku moglibyśmy zacząć budowę, a chorzy mogliby się tu leczyć nawet za dwa lata – argumentował dr Mirosław Cienkowski, rektor Uczelni Warszawskiej, która dwa lata temu kupiła teren od Agencji Mienia Wojskowego. Szkoła przedstawiła plan czterech połączonych budynków, wpisujących się w historyczną zabudowę. Konserwatorowi nie podoba się ich wysokość. 25 m to, jego zdaniem, za dużo jak na historyczne otoczenie.
Protestujący argumentują, że projekt miejscowego planu zagospodarowania dla ul. Szwedzkiej uwzględnia budynki do 25 m i że sam wojewódzki konserwator zabytków – zwierzchnik Piotra Brabandera – nie widział przeszkód dla tak wysokich budowli w tym miejscu.
Kiedy w sierpniu Piotr Branander odmówił uzgodnienia warunków zabudowy, poprosili o interwencję samego Ministra Kultury. On też uznał, że w stalowni można budować szpital. Stołeczny konserwator obstaje jednak przy swoim zdaniu. 3 stycznia Uczelnia Warszawska dostała kolejną odmowę. Kiedy prośby o spotkanie z konserwatorem zawiodły, członkowie Stowarzyszenia „Pacjent jest najważniejszy" zdecydowali się na protest głodowy. Dołączył do nich rektor uczelni.
Przez dwa dni przedstawiciele władz miasta nie zauważali protestu. Dopiero w piątek, po publikacjach w mediach, konserwator wyszedł z propozycją spotkania.