Pacjent w centrum uwagi zarówno lekarza, jak i systemu, skrócenie ścieżki leczenia raka, objęcie pacjenta opieką koordynatora i zniesienie limitów na badania i leczenie. Ministerialny plan na raka brzmi bajkowo, ale wydaje się trudny do realizacji, nawet jeśli do jego wdrożenia zostało jeszcze dziewięć miesięcy.
– Gdyby Bartosz Arłukowicz rzeczywiście chciał znieść limity, zrobiłby to od razu. Ale minister wie, że przy dzisiejszym budżecie to niemożliwe i składa czcze obietnice, które mają odroczyć gniew społeczny – uważa dr Krzysztof Łanda, dyrektor Fundacji Watch Health Care monitorującej kolejki do świadczeń gwarantowanych.
A Wojciech Perekitko, lekarz rodzinny z Porozumienia Zielonogórskiego, dodaje, że w zapowiedziach ministra brak konkretów. – Trudno je oceniać, póki nie mają odbicia w ustawie – tłumaczy. Przyznaje jednak, że 400 uczestników Krajowego Zjazdu Lekarzy, z którymi oglądał piątkowe wystąpienie ministra zdrowia, nie kryło rozczarowania.
– Siedząca obok mnie patomorfolog aż jęknęła, bo lekarzy jej specjalności jest w Polsce mniej niż 400 i nie nadążają z pracą w laboratorium. Nie ma mowy o udziale w konsyliach ustalających ścieżkę leczenia każdego chorego na raka. Jej obawy podzielają onkolodzy, chemio- i radioterapeuci oraz chirurdzy, których minister widziałby w takim konsylium – dodaje.
Lekarze pytają też o obiecanych przez ministra koordynatorów onkologicznych opiekujących się każdym pacjentem. Medycy i pielęgniarki już dziś nie wyrabiają się z pracą, salowe i pracownicy recepcji nie nadają się do tej funkcji, a na dodatkowe etaty nie ma pieniędzy.