Reklama

Onkologiczna zasłona dymna

Pakiet kolejkowy ministra Arłukowicza brzmi pięknie, ale jest nierealny – oceniają eksperci.

Publikacja: 24.03.2014 12:00

Onkologiczna zasłona dymna

Foto: Fotorzepa, dp Dominik Pisarek

Pacjent w centrum uwagi zarówno lekarza, jak i systemu, skrócenie ścieżki leczenia raka, objęcie pacjenta opieką koordynatora i zniesienie limitów na badania i leczenie. Ministerialny plan na raka brzmi bajkowo, ale wydaje się trudny do realizacji, nawet jeśli do jego wdrożenia zostało jeszcze dziewięć miesięcy.

– Gdyby Bartosz Arłukowicz rzeczywiście chciał znieść limity, zrobiłby to od razu. Ale minister wie, że przy dzisiejszym budżecie to niemożliwe i składa czcze obietnice, które mają odroczyć gniew społeczny – uważa dr Krzysztof Łanda, dyrektor Fundacji Watch Health Care monitorującej kolejki do świadczeń gwarantowanych.

A Wojciech Perekitko, lekarz rodzinny z Porozumienia Zielonogórskiego, dodaje, że w zapowiedziach ministra brak konkretów. – Trudno je oceniać, póki nie mają odbicia w ustawie – tłumaczy. Przyznaje jednak, że 400 uczestników Krajowego Zjazdu Lekarzy, z którymi oglądał piątkowe wystąpienie ministra zdrowia, nie kryło rozczarowania.

– Siedząca obok mnie patomorfolog aż jęknęła, bo lekarzy jej specjalności jest w Polsce mniej niż 400 i nie nadążają z pracą w laboratorium. Nie ma mowy o udziale w konsyliach ustalających ścieżkę leczenia każdego chorego na raka. Jej obawy podzielają onkolodzy, chemio- i radioterapeuci oraz chirurdzy, których minister widziałby w takim konsylium – dodaje.

Lekarze pytają też o obiecanych przez ministra koordynatorów onkologicznych opiekujących się każdym pacjentem. Medycy i pielęgniarki już dziś nie wyrabiają się z pracą, salowe i pracownicy recepcji nie nadają się do tej funkcji, a na dodatkowe etaty nie ma pieniędzy.

Reklama
Reklama

Wątpliwości budzą też limity czasowe. Od podejrzenia raka do wdrożenia leczenia ma minąć mniej niż dziewięć tygodni, a docelowo – osiem.

– Tymczasem sama cytologia potrafi trwać 1,5 miesiąca, wcześniej wynik bywa niemiarodajny. A to podstawowe badanie w diagnostyce raka szyjki macicy, który obok nowotworu piersi jest u Polek najczęstszy – zauważa dr Bolesław Piecha, ginekolog, wiceminister zdrowia w rządzie PiS, a obecnie senator tej partii.

Z kolei Artur Jakubiak z Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce zastanawia się, jak spełnić inny wymóg. – Minister chce, by pacjent z podejrzeniem nowotworu trafił do specjalisty w ciągu dwóch tygodni i będzie nas z tego rozliczał. Czy to znaczy, że będziemy mieli specjalną linię telefoniczną z onkologiem i narzędzia nacisku, by przyjął naszego pacjenta przed innymi? – pyta.

Resort zdrowia chce premiować tych lekarzy rodzinnych (sumą ok. 200 zł na miesiąc), którzy wykryją najwięcej nowotworów, i to we wczesnym stadium. – Tymczasem w Polsce notuje się rocznie 140 tys. nowych zachorowań na raka. Statystycznie każdy lekarz może wykryć trzy, cztery nowotwory. Biorąc pod uwagę, że te najpopularniejsze – raka piersi i szyjki macicy u kobiet i prostaty czy jądra u mężczyzn – wykrywane są u ginekologa i urologa, zostaje nam rak płuc i jelita – przekonuje dr Jakubiak.

Diagnozę mają ułatwić lekarzom rodzinnym dodatkowe badania, które do tej pory zlecali specjaliści. – Co jednak, jeśli nasze podejrzenie się nie potwierdzi i to, co braliśmy za guz mózgu, okaże się migreną? Czy 400 zł za badanie będziemy zwracać z własnej kieszeni? – pyta dr Perekitko. A Bolesław Piecha zauważa, że dodatkowe badania mogą kosztować NFZ dodatkowych kilka miliardów złotych.

Reklama
Reklama

Eksperci uważają, że troska o chorych na raka to ze strony rządu sprytny wybieg. – Ma przysłonić problemy kolejek do lekarzy innych specjalności. Jeśli przesuniemy środki na onkologię, stracą okulistyka, ortopedia i dermatologia, a chorzy z zaćmą i czekający na endoprotezę stawu biodrowego będą czekać kolejnych kilka miesięcy – podejrzewa Bolesław Piecha.

Pacjent w centrum uwagi zarówno lekarza, jak i systemu, skrócenie ścieżki leczenia raka, objęcie pacjenta opieką koordynatora i zniesienie limitów na badania i leczenie. Ministerialny plan na raka brzmi bajkowo, ale wydaje się trudny do realizacji, nawet jeśli do jego wdrożenia zostało jeszcze dziewięć miesięcy.

– Gdyby Bartosz Arłukowicz rzeczywiście chciał znieść limity, zrobiłby to od razu. Ale minister wie, że przy dzisiejszym budżecie to niemożliwe i składa czcze obietnice, które mają odroczyć gniew społeczny – uważa dr Krzysztof Łanda, dyrektor Fundacji Watch Health Care monitorującej kolejki do świadczeń gwarantowanych.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Reklama
Ochrona zdrowia
Szpitale narażone na ataki hakerów. A środków na cyberbezpieczeństwo za mało
Ochrona zdrowia
Potrzebna kolejna dotacja na zdrowie. Ile dopłaci budżet do NFZ?
Ochrona zdrowia
Otyłość to choroba cywilizacyjna, ale można ją skutecznie leczyć
Ochrona zdrowia
Ważny pacjent, nie właściciel szpitala
Ochrona zdrowia
Szpitale z miliardem długów w ZUS
Reklama
Reklama