W ostatnich latach szpitale szukają oszczędności i wysyłają rezydentów, czyli lekarzy odbywających specjalizacje, na samodzielne dyżury. Młodzi medycy wzbraniają się przed tym. Boją się odpowiedzialności za ewentualny błąd medyczny, zwłaszcza na ostrych dyżurach. Alarmują, że są zmuszani do pracy, do której nikt ich nie przygotował, co stwarza realne zagrożenie dla pacjentów.
A o tym, że mogą ponosić za nie odpowiedzialność, dowodzi wyrok Sądu Okręgowego w Białymstoku. Tam w wydziale karnym skład orzekający skazał lekarkę na osiem miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu.
Odpowiedzialność karna...
W 2009 r., będąc w trakcie specjalizacji z ginekologii, opóźniła ona rodzącej kobiecie cesarskie cięcie. W efekcie dziecko urodziło się chore. Jak relacjonuje sędzia Przemysław Grzegorz Wasilewski, który orzekał w tym procesie, lekarka miała dyżur i przyjmowała rodzącą do szpitala. Za późno poinformowała kierownika specjalizacji o komplikacjach.
Wyrok wywołał dyskusje o granicach odpowiedzialności rezydenta i decyzjach, jakie może podejmować wobec pacjentów. Art. 16m ust. 7 ustawy o zawodach lekarza wskazuje, że młody lekarz ma nad sobą kierownika specjalizacji. To on sprawuje nadzór, ocenia, jakie badania zaleca pacjentom młody medyk, jak rozpoznaje choroby i jak operuje. Przepis, mimo że szczegółowy, nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czy rezydent jest samodzielny.
Samorząd lekarski uważa, że tak. – To nie są studenci medycyny. Kierownik specjalizacji nie musi stale leczyć wraz z rezydentem i na pewnym etapie szkolenia może dopuścić go do samodzielnego wykonywania świadczeń zdrowotnych – zauważa Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Podkreśla, że gdy młody medyk popełni błąd w leczeniu, nie można automatycznie przyjąć współwiny kierownika. – Co innego, gdy rezydent działa na jego polecenie – wskazuje.