Znakomita większość spośród 800 szpitali działających w Polsce ma kłopot z obsadzeniem nocnych dyżurów. Po ostatnich kontrolach ZUS oraz wyrokach Sądu Najwyższego wiele lecznic musiało bowiem zrezygnować z zatrudniania lekarzy na umowy-zlecenia. Zwykle bowiem do godziny 14 pracowali na etat, a po – na zlecenie.
– Okazało się, że jedyną bezpieczną formą pracy w szpitalu jest etat – mówi Łukasz Prasołek, asystent sędziego w Izbie Pracy, Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego
Są już placówki, w których lekarze i w dzień, i w nocy pracują na umowę o pracę, co jednak kosztuje.
Równoważny system czasu pracy wprowadził Uniwersytecki Szpital Kliniczny im. Barlickiego w Łodzi. – To jest kosztowne rozwiązanie, bo muszę zatrudnić więcej pracowników. Mam 400 lekarzy, którzy jednak nie mogą pracować więcej niż 37 godzin tygodniowo. To pozwala np. przez dwa tygodnie wypracować cały etat – opowiada Piotr Kuna, dyrektor szpitala. Zgodnie bowiem z ustawą o działalności leczniczej medyk nie powinien pracować więcej niż siedem godzin i 35 minut na dobę. Ewentualnie może podpisać klauzulę opt-out, pozwalającą przebywać w pracy do 72 godzin tygodniowo.
Ponadto do każdej godziny w nocy pracodawca musi dopłacić 20 proc. stawki godzinowej wynikającej z minimalnego wynagrodzenia za pracę.