Najwyższa Izba Kontroli wytknęła wiele nieprawidłowości w programach lekowych, finansowanych ze środków publicznych. „Rzeczpospolita" dotarła do raportu NIK w tej sprawie.
Programy lekowe obejmują leki i technologie, które nie są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Stworzono je z myślą o chorych, u których leczenie standardowo stosowanymi lekami nie przyniosło efektów. Wtedy potrzebna jest zgoda na finansowanie innego – zwykle nowoczesnego i bardzo drogiego – leczenia. I tu pojawia się pierwszy problem.
10 proc. chorych na nowotwory krwi wymaga niestandardowych terapii. Wielu spotyka się z odmową
Taką zgodę wydaje dyrektor wojewódzkiego NFZ, który zresztą rzadko bywa lekarzem. Z raportu obejmującego okres od 1 stycznia 2011 r. do 7 kwietnia 2014 r. wynika, że pacjenci z identycznymi schorzeniami, w jednym województwie dostają zgodę na chemioterapię niestandardową, a w innym nie. – W Lublinie czy w Gdańsku lekarze od razu mówią chorym z nowotworem krwi, żeby jechali do Warszawy, bo u siebie nie dostaną zgody – mówi Jacek Gugulski z Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych. Potwierdzają to lekarze. Hematolog prof. Wiesław Wiktor Jędrzejczak z warszawskiego szpitala na Banacha niekiedy przyjmuje chorych, którym odmówiono terapii w rodzimych województwach: – To wynika z nierównego budżetu. Dyrektor oddziału odmawia, bo w ustawie ma zapisane, że nie może przekroczyć limitu. A terapia kosztuje np. 100 tys. zł. Coraz więcej chorych musi więc dochodzić swoich praw w sądzie. To często ostatnia szansa na sfinansowanie leczenia.
Kontrolerzy NIK krytykują też proces włączania leków do refundacji – np. decyzję w sprawie kilkunastu substancji podjęto w zaledwie kilka dni, co nie dawało szans na zapoznanie się z dokumentacją. Kwestionują też opinie o lekach, które wydali dla Agencji Oceny Technologii Medycznych niektórzy eksperci. Chodzi o profesorów, których dotyczył konflikt interesów. Producenci opiniowanych leków sponsorowali ich wyjazdy na kongresy i zatrudniali jako wykładowców.