Imiona, nazwiska, numery telefonów, adresy, adresy e-mail znajomych – wszystko, co znajduje się w książkach adresowych smartfonów, jest kopiowane i wysyłane na internetowe serwery twórców aplikacji. Sprawa wydała się, gdy jeden z użytkowników iPhone'a firmy Apple odkrył, że aplikacja Path skopiowała wszystkie jego kontakty. Opinią o tym podzielił się w sieci. Przedstawiciele Path natychmiast przeprosili, ale przyznali też, że jest to normalna praktyka na rynku aplikacji na smartfony.

I wtedy wybuchła bomba. Dziennikarze i blogerzy szybko sprawdzili, że dokładnie tak samo z książką adresową, czyli najbardziej osobistymi danymi użytkowników, robi Twitter, Facebook, Forsquare, Yelp, Gowalla czy Instagram, czyli najpopularniejsze serwisy społecznościowe. Przedstawiciele Twittera tłumaczą się, że robią to tylko po to, aby działała funkcja podpowiadania użytkownikowi, którzy jego znajomi również korzystają z tej aplikacji. Nie wiadomo tylko, dlaczego firma przechowuje całe książki adresowe na swoich serwerach przez półtora roku.

Sprawa jest o tyle pikantna, że Apple wymaga od twórców aplikacji na iPhone'a i iPada podporządkowania się rygorystycznym zasadom. Jedna z nich zabrania przesyłania informacji użytkownika bez jego wyraźnej zgody. Ponadto firma zapewnia, że w sklepie z programami znajdują się wyłącznie sprawdzone i bezpieczne aplikacje.

Skandalu z naruszeniem prywatności użytkowników nie da się już zamieść pod dywan. Sprawą zainteresowali się amerykańscy kongresmeni, którzy wysłali do Apple'a pytania o to, jak w obliczu ujawnionych informacji wytłumaczą stosowanie zasad chroniących prywatność użytkowników. Politycy chcą też wiedzieć, ile aplikacji w sklepie Apple kopiuje prywatne dane oraz dlaczego użytkownik nie może wyłączyć dostępu do książki adresowej w podobny sposób, jak obecnie może zablokować dostęp do danych o lokalizacji. Apple ma czas do końca miesiąca.