10 milionów kaset wyprodukowała amerykańska National Audio Company (NAC) w zeszłym roku. To o 20 proc. więcej niż rok wcześniej, a przede wszystkim najwięcej w całej historii przedsiębiorstwa, która sięga lat 60. ubiegłego wieku. Firma produkuje zarówno taśmy czyste, jak i nagrane, dla wytwórni muzycznych, i wielkich, i małych. Nagrała na przykład na kasety ścieżkę dźwiękową z filmu „Strażnicy galaktyki", która sprzedała się w kilkunastu tysiącach egzemplarzy. Następnym hitem była reedycja pierwszej taśmy demo zespołu Metallica: „No Life 'til Leather".
– Naszą strategię biznesową można określić jako połączenie uporu i głupoty – wyjaśnia Steve Step, prezes NAC, w wywiadzie dla „Bloomberg Business".
Kaseta magnetofonowa, jeszcze niedawno uważana za relikt lat 80., przeżywa teraz renesans. Jej powrót związany jest z klęską płyt kompaktowych. Odtwarzacze CD służące wyłącznie do słuchania muzyki są sprzętem coraz rzadszym. Nie mówiąc już o przenośnych discmanach, wynalazku, który słynął z tego, że płyta przeskakiwała w nim przy każdym gwałtowniejszym ruchu.
Płyt CD słuchamy dziś coraz częściej na odtwarzaczu DVD albo napędzie w laptopie (który jest pierwszą rzeczą psującą się w komputerze). A wszystko to oczywiście dlatego, że coraz więcej muzyki pobieramy wprost z internetu bez pośrednictwa nośnika, w formacie cyfrowym.
Format cyfrowy nie jest jednak w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb miłośników muzyki. Bo oprócz samego słuchania dźwięków, ważny jest aspekt kolekcjonerski.